piątek, 18 marca 2011

W sobotnie wieczory między półką z książkami a przeciwległą ścianą
czuję się mniejsza od główki gwoździa.
Na wypukłe pancerzyki paznokci nakładam kolorowy lakier.
Zatapiam się w jego długim zasychaniu.
Pęka cieniutka powierzchnia jak bombka i powoli przestaje
istnieć zalepiona czerwienią w ustach i oczach.
Każdy ruch boli, a słowa rodzę bezkształtnie i na brzegach okaleczone.
Wiszą zbędne w dymie papierosów.
A oni nanizują w podłodze uszy swoje za duże dla mnie
wyrazy i za głębokie litery.
Czuję ciężar swego ciała, szerszy w biodrach, smuklejszy
na rękach i ważę możliwość odejścia.
Korytarz pozostanie prostokątem, moja twarz w jego
środku nie przeleje mu kształtów.
Znów będę zbyteczna, choćby na granicy luster
trzykrotnie odbita.
Pominą mnie drzwi w koniecznym zamknięciu
a wątłe głowy wieszaków
pozostaną nadal cierpliwie ciężarne.
Dlatego zatrzymuję się w krześle i próbuję tworzyć choć
czerwień paznokci.

B.Latawiec
"Samotność"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz