czwartek, 1 grudnia 2016

.na poduszce

Po raz kolejny przyszło mi upaść. I widzę, że kolejne upadki są coraz boleśniejsze i coraz trudniej jest się z nich podnieść. 

Za oknem paskudna pogoda. Dodatnia temperatura zamienia piękny biały puch w mokrą, brązowa breję. Nie chce się nic. Nawet spać. Kawa za kawą, witryna za witryną, te same oferty pracy, to samo rozczarowanie i kilka westchnień "jutro będzie lepiej". 

Jest jeszcze wcześnie a w domu już szaro. Wypadałoby zapalić światło i podgrzać atmosferę w domu, ale wolę założyć cieplejszy sweter i trochę po omacku pisać ten post, z nadzieję, że moja oszczędność pozwoli mi spokojniej spać. 

Najchętniej cofnęłabym czas o jakieś pół roku i podjęła inne decyzje a właściwie nie podejmowała tej jednej. Ale stało się i teraz leżę sobie trochę w tej brązowej brei. Staram się wierzyć w to, że tak musiało być i to na coś się stało. Nie ot tak ze złośliwości losu czy może mojej głupoty. 

Futerko przeciąga się na poduszce. A ja zastanawiam się czy będę w stanie zapewnić mu godne życie. Zastanawiam się, jak mają wyglądać tegoroczne święta. Zostały 23 dni do Wigilii. 

Staram się myśleć i nie myśleć jednocześnie o tym wszystkim. Nie wiem jak mam o tym mówić. Czy warto wypowiadać to wszystko na głos. Biję się z myślami. Coraz częściej milczę. Chciałabym na chwilę wpuścić go do mojej głowy by mógł zobaczyć to co ja, by mógł poczuć wszystkie moje obawy, wszystko to o czym nie potrafię opowiedzieć. 

Czuję, że się oddalamy. I wiem, że oboje nie pozwolimy na to, żeby cokolwiek złego nam się stało, Jednak te okresy przejściowe.... znów czuje się taka samotna. 

czwartek, 13 października 2016

.drobinka kurzu

Zapomniałam o blogu i o sobie. Zapędziłam się w chory bieg zdarzeń. Praca, dom, spacer z psem, sprzątanie, gotowanie, zakupy... i tak ciągle. Czasami tylko kolejność się zmienia ....choć rzadko - w rutynie doszłam do perfekcji.
Czuję się przeźroczysta. Mam wrażenie, że kiedyś byłam kimś. A teraz jestem tylko drobinką kurzu w tym całym bałaganie. Nie pamiętam siebie tak bardzo nerwowej, bezuczuciowej i płaskiej.....od weekendu do weekendu, od 8 do 16, od wieczora do poranka. Nie chcę by to tak dalej wyglądało. Nie tak ma się toczyć moje życie.
Pies ciągle potrzebuje uwagi. Chce się bawić a mnie przymykają się oczy do popołudniowej drzemki. On też chce, żebym zwracała na niego uwagę. Mówi, że się nim nie interesuję. Więc zamykam oczy na wszystko i poświęcam ulotne chwile. Zostaje mi kilka minut - sam na sam - w łazience przed prysznicem. Choć i to nie zawsze .....
Od kilku miesięcy nie zrobiłam ani jednego zdjęcia.....pędzle nie leżą w dłoniach tak pewnie jak kiedyś.... książki ..... gdzieś leżą..... Nie wiem co z sobą zrobić. 

środa, 30 marca 2016

.moja śmierć

Zgubiłam wszystkie myśli. Dzisiejszy wiatr zabrał je gdzieś daleko. Są poza mną. Mam wrażenie, że znów zaczynam od zera. Choć w zasadzie znam doskonale tą sytuację. Już nie po raz pierwszy, nie po raz drugi i nie po raz trzeci ... znam to uczucie, ten stan bezradności. Znów czuję jak we krwi rośnie złość i opływa mnie całą .... dziś nie jest mi zimno. Po raz setny zaciskam dłonie....paznokcie wbijają się w skórę....wracam. Świadomość powoli wraca.... złość mija....utlenia się jak zapach porannej kawy ... w końcu zniknie. Każdy kolejny oddech jest cięższy od poprzedniego. Nie pomaga uchylone okno i mroźne jeszcze powietrze z zewnątrz. I znów na myśl przychodzi mi ta piosenka..... z miłości leczy tylko śmierć.... lecz na śmierć nie każdy może sobie pozwolić. Mnie na nią nie stać. Zwyczajnie się boję.... poza tym.... co by to zmieniło. Tylko dla mnie byłaby to w pewnym sensie ulga. Co z tymi co zostaną ..... Moja śmierć nie uleczyłaby nikogo ... przynajmniej nie z miłości. 

wtorek, 8 marca 2016

.hearts on fire

Powoli oswajam się z myślami, które kiedyś były nierealne. Dziś powoli dotykam ich wszystkich i coraz bardziej czuję, że żyję. Wszystko o czym marzyłam powoli staje się tak bardzo prawdziwe, że czuję się jakbym zaczynała wszystko na nowo. Od początku zaczynam uczyć się wszystkiego, o czym jak widzę, nie miałam wcześniej zielonego pojęcia. Przestaję czuć się samotna ... i coraz pewniej stawiam kroki. Jeszcze ciężko mi oddychać, jeszcze czasami brakuje mi oddechu - ale zawsze w odpowiednim momencie potrafi złapać mnie za rękę i rzeczywistość nie jest już taka straszna. Dostrzegam czekające na nas przeszkody. I boję się wszystkiego co przeciw nam. Jednak wiem, że w jego ramionach zawsze będę czuć się bezpiecznie, dlatego mimo wszelkich obaw o porażkę i upadek, będę z nim, bo to moje największe szczęście. 

***

A dziś...dziś dzień kobiet. Dzień rozpoczął się od pobudki sms od mojego kochanego P. Później spacer z moim psiakiem. Paznokcie pomalowane na mocno różowy kolor. Zapach kawy rozchodzi się po wywietrzonym pokoju. Psinka śpi spokojnie na kocu zaraz obok mnie. W tle leci Hearts on fire. Spokój i chwile wytchnienia - tak bardzo na nie czekałam. Może później jeszcze raz zabiorę psa na spacer- pogoda z godziny na godzinę robi się coraz piękniejsza. Na wieczór zaplanowałam małe Spa a później zielona sałatka na kolację. Dzisiejszy dzień należy do mnie. 

wtorek, 9 lutego 2016

.po omacku


Zapowiadał się piękny dzień. Jednak wszystko jak zawsze legło w gruzach. Kolejne zawirowania i dodatkowe utrudnienia. Czuję jak ciężko mi oddychać. Powietrze wydaje się cięższe niż zwykle. 
Pierwsza kawa już za mną. Wypłukiwanie magnezu z organizmu daje się coraz mocniej we znaki. Kawy nie odstawię. Trzeba kupić jakieś tabletki. 

Kontury rzeczywistości zdają się być niewyraźne. Po omacku przechodzę przez kolejne godziny dnia. Im dalej tym gorzej. Dłonie zaciskam tak mocno, że paznokcie wbijają mi się skórę. Dopiero ból wybudza mnie z tego transu. Chwilę na otrzeźwienie. Pora zmierzyć się z problemem. Mam wrażenie, że kiedyś radziłam sobie lepiej. Że byłam silniejsza. Teraz powoli brakuje mi sił na to wszystko. Jednak teraz nie jestem z tym sama. 

poniedziałek, 8 lutego 2016

.czuję

Wspomnienie weekendu pachnie mi nim. Resztki jego zapachu, błąkają się po mojej koszulce, w której teraz zasypiam. Nie mogę zapomnieć o jego dotyku i spojrzeniu.... nie mogę myśleć o niczym innym.
Kiedyś myślałam, że znalazłam miłość.... jednak teraz widzę, jak bardzo się myliłam. To co było przedtem... nie potrafię tego nazwać. Jednak to co teraz jest inne i mam pewność, że to jest właśnie to czego szukałam w życiu. Odkąd zdałam sobie sprawę, jak bardzo go kocham, kontroluję każdy swój ruch, by nie popełnić żadnego błędu. Wszystkie swoje plany porządkuję z nim.... z nim w moich myślach, bo mam ogromną nadzieję, że już ze mną zostanie. Mam tę pewność, że to właśnie na niego czekałam. Odliczam dni do kolejnego spotkania. Snuję myśli o naszych wspólnych porankach i nieprzespanych nocach. Wszystko to cięgle przede mną. Przed snem układam w głowie meble w naszym mieszkaniu.....wymyślam kolor ścian w sypialni...z tymi myślami układam się do snu.
Nie mogę znaleźć sobie miejsca. Ciągle zajmuje się czymś  dodatkowym by zająć stęsknione dłonie i uspokoić biegające w głowie myśli. Czuję jak serce zaczyna szybciej bić na myśl o nim. Czuję.. tak bardzo czuję, choć myślałam, że już tego nie potrafię, Nie mogę uwierzyć, że wreszcie go spotkałam. Teraz to dla niego żyję i wszystkie moje plany na przyszłość wiążę właśnie z nim.... 

piątek, 29 stycznia 2016

.make-up zrobił mi czas

Jest jeszcze wcześnie. Twarz jeszcze niewyraźna, rozplątane włosy, zamglone oczy. Jest jeszcze wcześnie. Wychodzę z ciepłego łóżka. Zarzucam na siebie biały, puchowy szlafrok. Dłonie i stopy marzną jeszcze przez chwilę, zanim krążenie zacznie pracować na wyższych obrotach. 
Zapach kawy wybudza mnie szybko z nocnego letargu. Już nie jest tak wcześnie jak wydawałoby się kilka minut temu. Dłonie ogrzewam na kubku gorącej, czarnej kawy. Trochę pudru, róż, szminka na usta i tusz do rzęs. Od razu lepiej....  Nie widać zmęczonej, szarej twarzy, podkrążonych od zmartwień oczu. Dwa głębsze oddechy, uśmiech na twarz, zaciskam dłonie i jestem gotowa do biegu.....
Schodzę na dół, przygotowana na codzienną dawkę problemów, pretensji i dylematów. Dokańczam pić zimną już kawę. Zabieram torebkę, ubieram się ciepło i szalik perfumuję ulubionym zapachem. Przyklejam do twarzy maskę i gotowa na kolejną walkę wyruszam w kolejny dzień. Zimne powietrze uderza mnie w twarz. Oczy zaczynają łzawić i precyzyjnie wykonany makijaż zamienia się w kolorową paćkę. Pół godziny drogi - pół godziny na poukładanie rozrzuconych w głowie myśli. Żołądek zaczyna kurczyć się nieprzyjemnie i coraz mocniej robi mi się niedobrze. Dobrze, że podróż nie trwa dłużej niż 30 minut. Wysiadam .... oddech świeżego powietrza dobrze mi robi. 
Z pełną głową zmartwień i problemów, na które pozornie brak rozwiązania ruszam przed siebie. I wszystkie ideały i szczęście straciły już sens i wydają się teraz takie nierzeczywiste.... Przetrwać do wieczora. A od wieczora do kolejnego poranka .... 

wtorek, 26 stycznia 2016

.mimowolnie

Mimowolnie wpadłam w pędzący wir nowych zadań i obowiązków. Wszystko na razie się układa. Wszystko przyprawione garścią nerwów i niespokojnych nocy - ale warto dla takich chwil jak dziś - dla chwil, kiedy choć przez moment łatwiej się oddycha. 
Od jutra, od rana kolejny dzień walki. Dzisiejsze popołudnie jest tylko i wyłącznie dla mnie. Jutro wieczorem świętujemy razem moje małe sukcesy.
Marzną mi ręce. Widzę jak opuszki palców kurczą się jak po basenie, a skóra na dłoniach robi się nieprzyjemnie szara. Zimno mi od kilku dni - bez większego powodu, nie zważając na to czy za oknem pada śnie czy nie. Zmęczenie, potrzeba spokoju powoli zabierają mi życie - ucieka mi przez palce ...dosłownie. Ale nie ucieka tym razem w złym znaczeniu. Wszystko dzieje się tak szybko. Czas ucieka za szybko, a ja łapię tylko co druga chwilę, a reszta wymyka się gdzieś obok, uciekając w zapomnienie. 
Od listopada minęły już prawie cztery miesiące ... jak szybko zleciało. Mam wrażenie, że czas w ogóle nie da mi taryfy ulgowej i zanim się obejrzę będzie już lato, obrona pracy magisterskiej i ... i nie wiem co dalej. Praca to z pewnością. A co więcej ....zobaczymy jak to wszystko się potoczy. Niech dzieje się dużo i szybko. Niech dzieje się wszystko - tylko wszystko co dobre.... 


poniedziałek, 18 stycznia 2016

.zamknąć oczy

Dawno mnie to nie było. Bardzo dużo rzeczy się zmieniło. Ciągła gonitwa za czymś co pewnie takiego zachodu nie jest warte. Sto tysięcy myśli, wątpliwości i rozterek. Ciągłe zmęczenie, niepewność i strach. To mija. I czuję jak powoli wszystko zaczyna się układać w sensowną całość. Luty zapowiada się całkiem przyjemnie. Zanim jednak pozwolę sobie zapomnieć o reszcie świata i dam porwać się przyjemności, jeszcze kilka ciężkich wyzwań. Sesja i otwarcie sklepu. To chyba dwie najgorsze rzeczy. Jednak mam dużą motywację by wszystko zrobić w terminie.
Zmęczona jestem po ostatnich trzech tygodniach. Zmęczona, szara na twarzy i niewyraźna. Jednak w tym wszystkim jest on i to wszystko co jeszcze jakoś trzyma mnie przy życiu. Właściwie tylko dla niego mam ochotę jeszcze zastanawiać się nad doborem lakieru do paznokci i pudrować twarz kilka razy dziennie by przy nim wyglądać dobrze. Jeszcze chyba nie do końca zdaję sobie sprawę, że go mam - i że to wszystko jest całkiem na serio, Jeszcze pamiętam jak niedawno walczyłam o to "serio" a teraz gdy jest to na wyciągnięcie ręki, nie do końca potrafię uwierzyć. Wiem jedno - znów się przy nim uśmiecham ... i nawet polubiłam zmarszczki na mojej twarzy jakie zostają mi po spotkaniu z nim .Chciałabym mieć go na wyłączność.... cały czas dla siebie. I w domu, żebym miała pewność, że na mnie czeka....że jest i będzie. Mieć pewność - tak niewiele, a jednak. Już jeden etap mam za sobą. Wiem, że go chcę i chcę z nim być. Teraz drugi - zamknąć oczy i pozwolić mu się poprowadzić ....