niedziela, 27 lutego 2011

.poszły się pieprzyć

Jeszcze raz zaglądam tutaj, bo jutro coś czuję, że nie będę miała okazji dodać nowego wpisu. Lekcje skończę przed 16, później do domu, pobiegam trochę i zastanie mnie wieczór. Trzeba będzie wtedy zebrać myśli i choć na chwilę zajrzeć do zeszytów.
Dziś... przespałam cały dzień. Za każdym razem kiedy się kładłam mówiłam sobie "to tylko 30 minut". Przeważnie wstawałam po godzinie bądź później. Żeby nie zmarnować całego dnia, przed 18 zebrałam się i poszłam pobiegać. Na dworze nie było zimno, jednak w powietrzu czuć było jeszcze nieustająca zimę. Wokół mnie tylko ciemność i odgłosy zasypiającego powoli miasta. Czułam się tak wolna i silna, że na pewno na dzisiejszym się nie kończy. Czuję, że powinnam coś zmienić. Może znów jakiś nowy kolor włosów !? , może zmienić by styl.... jeszcze nie wiem. Na razie zabrałam się za zmniejszanie mojej wagi...
Ogólnie to zła jestem, bo już któryś tydzień z kolei plany na sesję poszły sie pieprzyć. Jak tu pracować z takimi ludźmi co nie znają pojęcia "odpowiedzialność". Dość mam czekania i proszenia się. Od dzisiaj tylko ode mnie będę wychodzić propozycje na zdjęcia. Zbyt dużo czasu straciłam czekając na "moich znajomych". Nie ma co się patrzeć na to co o mnie powiedzą teraz. Poczekam trochę i posłucham ich za jakiś czas. Więc w środę pierwsza sesja, zobaczymy jak to wyjdzie po takiej długiej przerwie.
Nic, kończę już powoli bo trzeba jeszcze zrobić kilka rzeczy, które wołają mnie od rana...

.ze skrajności w skrajność

Nie mam nad niczym kontroli. Czuję się jakbym tkwiła gdzieś w nieokreślonej przestrzeni. Bezwładnie. Poddaje się chwili, emocjom które wtedy mną rządzą. Ze skrajności w skrajność przechodzi moje samopoczucie. Na szybko szukałam jakiejś sensownej wymówki, by tylko odwołać spotkanie, później nie mogąc odejść od niego na odległość ręki. Znów poddałam się temu wszystkiemu, nie bacząc na dzisiejszy poranek. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nie potrafię już przejmować się tym wszystkim. Nabrałam pewności siebie w czymś czego określić nie potrafię. Już nie doszukuję się sensu czy motywu tego co robię. Szkoda czasu na zbędne przemyślenia "co będzie?" a " co by było gdyby..?" .
Wstałam dziś zbyt późno. Znów czuję się zmęczona. Ale nie nieszczęśliwa.

Come on, we never know before we try
Come on, theres nothing we can't leave behind
Come on, we're past the time for questions, why?
Come on, yeah come on, what are we waiting for
Come on...

sobota, 26 lutego 2011

.niespokojna

Od niechcenia pomalowałam paznokcie na bladoróżowy kolor. Mam jeszcze tyle do zrobienia ale nie mam najmniejszej ochoty ruszać się z miejsca. Najchętniej wysłałabym mu sms " dziś się nie spotkamy, wybacz" i położyła się do łóżka. Nie widzę w tym wszystkim sensu. I boje się, że dziś nie wytrzymam najzwyczajniej. Najchętniej zatopiłabym smutki w kieliszku wina... z długim finiszem. Ale to nie wyjście. Brak rozwiązań jest taki demotywujący. Złe przeczucie mam od rana. Niespokojna kręcę się bezczynnie po pokoju, próbując zebrać myśli w jedną sensowną całość. Nic nie zdaje się być dobre i wystarczające, bym mogła teraz spokojnie usiąść i zamknąć oczy na kilka chwil.


Za oknem leży jeszcze śnieg. Zimno mi.

.w domach z betonu nie ma wolnej miłości

Wstałam dziś wcześniej niż zwykle. Sen nie miał dla mnie znaczenia, bo w zasadzie nie mogłam zasnąć na dobre. Co chwile budząc się spoglądałam na milczący telefon. Ogarnia mnie strach. Zamykam się w swoich czterech ścianach i boję się odezwać słowem. To kolejny raz. Ale teraz jest inaczej. Gorzej. Teraz strach ustępuje miejsca złości i agresji. Zaczynam nienawidzić tego miejsca. Wszystko co tutejsze wzbudza we mnie wstręt. Patrzeć nie mogę jak z dnia na dzień zapada się wszystko wokół mnie. Otacza mnie świat beznadziejnie parszywy. Wszytko pokryte grubą warstwą kłamstw. Nie ma tu miejsca na miłość czy zrozumienie. A tak bardzo mi brakuje szczerego uśmiechu, czyjejś dobrej rady. Staje się coraz bardziej oziębła i odległa. Próbując przetrwać płacę wysoką cenę...


piątek, 25 lutego 2011

..!!!...

Zrobię mu jutro krzywdę. Przysięgam coś mu urwę albo połamię ! Przecież ten człowiek wyprowadza mnie z równowagi w niecałą minutę !!! Jak tak można do cholery jasnej mnie denerwować?! Gdybym to ja mu robiła na złość, ale tak nie jest ... Nieznośny do kwadratu jest i jeśli jutro mnie zdenerwuje to wyląduje na śniegu przed moim domem a ja z okna będę wyrzucać mu to co zostało w moim pokoju !!!!!

.niech nie brzmi to jak wyznanie nimfomanki

Dotychczas poznałam wielu mężczyzn i zapewne jeszcze kilku poznam. Mogę podzielić ich na tych których zwyczajnie lubię, na tych nieszkodliwych i neutralnych, na osobników działających na mnie drażniąco, na tych których kocham i facetów z którymi mogę iść na zakupy. On zdecydowanie należy do przedostatniej grupy. I mam tego świadomość od dłuższego czasu, że zapisał się w mojej pamięci bezcennie na zawsze. Dziś na kilka chwil zatrzymał się czas. Dostrzegłam znów tę pieprzoną plamkę na jego prawym oku, parząc się przy tym w język czarną kawą. To niesamowite, że potrafię ze spokojem stać obok niego, nie ściskając w kieszeniach pięści. Jednego mi żal. "Nas", tak bardzo mi szkoda, tych minionych chwil, które już nigdy się nie powtórzą. To co się wydarzyło między nami nie przytrafi się mi nigdy więcej. Bo w życiu każdej kobiety jest ten jedyny mężczyzna, o którym zapomnieć nie potrafi i nie chce. Nie powiem mu już nigdy więcej jak czuję się gdy go nie ma, nie powiem, że tęsknie ... nie przyznam się, że myślę o nim częściej niż czasem. To wszystko zostało zamknięte mimo, że ciągle gdzieś się tli. Teraz jest tak nijak. Tak po prostu i ot tak, jesteśmy sobie obok siebie. Cieszę się na każdą chwilę spędzoną razem, na każdy jego uśmiech. To takie oczywiste, że jest on. Gdy tracę go z oczu mam ochotę napisać sms "gdzie jesteś ?", ale coś mnie powstrzymuje. Zgubiliśmy drogę albo ją znaleźliśmy. Jednego jestem pewna. Będziemy pamiętać.

czwartek, 24 lutego 2011

.tak mało jeszcze wiem

Powoli dostrzegam jak mało jeszcze wiem. Dopiero teraz rozumiem co miał na myśli zostawiając mnie tamtego wieczoru całkiem samą. Sama sobie próbuję wmówić, że to ja wiem wszystko lepiej, że to ja mam rację i wiem na tyle dużo by patrzeć mu w oczy z pewnością, że pierwszy odwróci wzrok. Teraz widzę, jak mała staję się będąc przy nim. Ale nie "mała" w złym tego słowa znaczeniu. Może powinnam przestać walczyć o pozycję i zaufać mu, poddać się na kilka chwil całkiem świadomie, bez walki. Przecież on nie chce mnie skrzywdzić. Więc może rzeczywiście powinnam podać mu rękę i uśmiechnąć się na znak, że daję mu szansę.
Przez te kilka dni kiedy się nie widzimy i zostają nam tylko sms, wszystko zmienia swój kolor. Zaczynam tęsknić, przed snem wspominam spędzone razem chwile. I nie chcę się już przed tym bronić. Kolejny raz decyduję się na coś co zapisze się w mojej pamięci na zawsze. Boję się tego. Nowego początku. Sama nie wiem czy w ogóle powinnam się z kimś wiązać. Z reguły nie potrafiłam dawać szczęścia drugiej osobie. Zawsze zła i zimna. Nie chciałabym znów ranić i zawodzić. Może jednak się zmieniłam . Może właśnie teraz kiedy sama siebie nie jestem pewna powinnam coś zrobić....



.5kg

Jutro ostatni dzień szkoły i równo z dzwonkiem o 14,50 zaczynam swój weekend. Jak zwykle czasu na wszystko mi braknie, bo zaplanowałam więcej niż mogę zrealizować...ale cóż. Tak długo, aż nie zasnę mam zamiar robić jutro wszelkie prace domowe itp. Z racji tego, że mam bzika na punkcie swojej wagi.. a właściwie na punkcie 5kg które chce zrzucić, od soboty zaczynam biegać. Nie ważnie ile śniegu napada i jak zimno będzie... idę biegać. Już nie słodzę tego wszystkiego co słodzi się zazwyczaj. O słodyczach już nie wspomnę. Dobrze, że mam teraz dużo obowiązków i różnych czasochłonnych zajęć, bo nie mam czasu na myślenie  o jedzeniu. Resztę soboty spędzę pewnie z pluszowym, chociaż znając go pokrzyżuje mi planu i wpadnie w niedzielę na kiedy zaplanowałam sobie sesję. Ale spokojnie... 24 godziny podzielimy na dwoje.
W ogóle zgubiłam swoją kochaną, różową czapkę... ! jak nie rękawiczki to czapka. Dobrze, że nie gubię innych części garderoby, choć przyznam, że bywały sytuacje kiedy z domu wychodziłam niekompletnie ubrana ! ;)
Tak w ogóle to kiedy skończy się zima !?

środa, 23 lutego 2011

.jak pudełko otwartch czekoladek się czuję

yDziś wszystko stanęło na głowie. Ale nie chce mi się o tym nawet wspominać, bo wszystko poszło nie tak. Mimo to od rana aż do teraz mam cudowny humor. Bez powodu... a może jednak. Może dlatego, że mnie taką lubi albo fakt, że ktoś daleko stąd o mnie myśli sprawiły, że dziś od rana chodziłam uśmiechnięta. Teraz może trochę mniej...na twarz wkrada się zmęczenie. Strasznie zmarzłam dziś rano jak czekałam na pks i do teraz dogrzać się nie mogę. Nawet herbata już nie pomaga. Faceta mi trzeba !!! Ale co mi po moim gadaniu... muszę czekać do weekendu a i tak nie wiadomo jak to wszystko będzie. Za oknem znów śnieg i już nie chce się rano wstawać tak chętnie. Nic się nie chce. Tylko spać. Ciągle mi zimno, ciągle chodzę niewyspana, niedopieszczona. Ciągle mi czegoś brak !!! Ale na szczęście dałam sobie spokój z pogonią za nieznanym. Teraz jakby zatrzymałam się, żeby złapać oddech. Zostało mi mało czasu na poznanie czegoś co kiedyś pominęłam. Niedługo okazji takiej nie będę miała, dlatego każdy dzień wykorzystuje na max'a.
Pluszowy wraca jutro, ale nie spotkamy się chyba. Jednak sama świadomość, że jest ode mnie 40km a nie 176 km sprawia, że serducho bije szybciej. I zła na siebie jestem, że dałam się ponieść emocjom !!! Bo przecież to nie miało się stać do cholery !!! "Żadnych facetów"....tak mówiłam do póki go nie spotkałam. A i głupia jestem, że mu ulegam za każdym razem ! Nie mogę tego przeżyć jak łatwo mu mną manipulować. Nie potrafię go niczym zaskoczyć na tyle, żebym to ja choć na chwilę była górą. Jak pudełko otwartych czekoladek się czuję. Ale musiałabym nie być sobą, żeby tak łatwo odpuścić. Damsko-męska gra w naszym wydaniu będzie bynajmniej interesująca. I znajdę wreszcie rzecz, która całkowicie zmieni mój obraz w jego oczach... o ! ;)




poniedziałek, 21 lutego 2011

.łoś pokazał rogi

W kilka godzin wszystko wywróciło się do góry nogami. Cały weekend przemknął mi przed oczami szybciej niż pędzący pociąg. Łoś pokazał rogi. I słusznie. Mimo, że po jego wyjeździe rzucałam wszystkim co wpadło mi w rękę a sama ja wiłam się ze złości na podłodze, to dobrze się stało. Teraz wiem, ze łoś ma rogi. Trochę w tym mojej winy, że dałam mu pole do popisu. Poczuł się zbyt pewnie na moim terenie, nie zostawiając mi słowa sprzeciwu. Tak jak i w tym przypadku milczeć nie zamierzam, co tez nie oznacza, że odezwę się do niego pierwsza. Milcząca dotąd "Nata" pokaże pazurki, bo nie mnie będzie traktować jak zabawkę. W otwarte karty chcę grać. Bez gierek i tajemnic porozmawiać z łosiem o tym co mnie boli. Jeśli tego nie zaakceptuje, nie uwierzy w to wszystko-droga wolna. Trzymać nikogo nie będę, choć przyznam szczerze, że wczoraj płakałam jak głupia. Bez sensu zadręczać się tym co było. Zatem spokojna jestem teraz, nie myślę o tym non stop. Tylko czasami przemknie mi myśl, że pogrywasz sobie ze mnę jak mało kto. Jak wytłumaczyć Ci, że możesz na dłużej zostać tu obok. Nic nie rozumiesz. Albo rozumiesz zbyt wiele i czekasz bym ja coś mogła zobaczyć...


W Twoich oczach jestem słaba bo rękami się zasłaniam i milczę ja zaklęta. 
Milczę znów...
Może kiedyś przyjdzie moment, że we mnie coś zapłonie, coś się obudzi we mnie chociaż dziś.

Coś onieśmiela mnie bo słyszę tylko swój szept
Tylko swój szept...



sobota, 19 lutego 2011

nigdy nie mówi nigdy

Obiecałam sobie, że to już koniec. Że to ostatnio raz. Długie spacery w świetle ulicznych lamp, nie mogły przecież znów tak zachwycać. Nie miały mieć znaczenia słodkie sms na dobranoc. To nie mogło się stać.
Nie udało się zatrzymać tego, co działo się między nami. Nie potrafię bronić się przed tym. Choć nie do końca pozwalam zawładnąć mną tej myśli. Gdzieś podświadomie odrzucam ją od siebie. Na kilka chwil....
Wszystko jednak traci sens, kiedy jest obok. Bezbronnie tonę w jego źrenicach, nie próbując nawet wydostać się na brzeg. Bezsilna staję się w jego ramionach. Tak bezpiecznie czuję się mając go na wyciągnięcie ręki, że mogłabym zasnąć przy nim a noc ta byłaby najcudowniejszą w moim życiu. Nie potrafię tego opisać, jak inna staję się trzymając go za rękę. To wszystko tak starannie zaplątane, by codziennie zaskakiwać mnie na nowo. I nie ma tu miejsca na strach czy niepewność. To moje nowe miejsce, mój czas. .

.24 godziny

Dopiero jakiś czas temu wszystko wróciło do normy. Głowa już nie tak ciężka jak nad ranem i oczy bardziej otwarte i chętne do życia. Wczorajszy dzień, bo nie tytko noc- był cudowny. Mimo, że moje zmęczenie sięgało już granic, ważne, że mogłam przeżyć 24 godziny z moimi kochanymi. Wszystko odbyło się tak jak planowaliśmy, a nawet to co zaplanowane nie było zaskoczyło nas pozytywnie. Cały dzień wypełniony był nami. Każdy oddał cząstkę siebie sprawiając, że dzień ten stanie się niezapomniany. Nie było wtedy miejsca na złość czy smutek. I nawet te rzeczy, które na co dzień sprawiają, że mam ochotę zrobić komuś krzywdę, nie miały wczoraj większego znaczenia....
Nie chcę już mi się tutaj pisać o wczorajszym. Po prostu DZIĘKI ! ;***

środa, 16 lutego 2011

.kwestia czasu

Zmęczona jestem. Czajnik już chodzi na gazie na kolejną znów kawę. Nie mogę iść spać. A powieki tak sennie się zamykają. Kilka głębszych wdechów, mocnej kawy łyk i wszystko powinno być dobrze. Dziś zrobiłam coś co dało mi fundament do dalszego działania. Nowy, mały początek. Jakiś krok do przodu. Zapomniałam już o bezczynnym leżeniu tyłkiem do góry, czy przesypianiu popołudniowych godzin. Ciągle w biegu. Nie mogę wypaść z rytmu. Dziś tyle się zdarzyło. Tak wiele osób mnie zaskoczyło-pozytywnie. Wczoraj też było miło. A może trochę bardziej niż miło. Ważne są wszystkie te chwile które dają mi szczęście. Tak, wiem, że nie potrafię mu zaufać. On o tym wie. Ale to kwestia czasu, bo moje myśli już od dawna skierowane są ku niemu. Nie martwi mnie to, że nie pisze do mnie na dobranoc. Wiem, że jest.
Wiecie co idę spać.

wtorek, 15 lutego 2011

.jestem tu i już mnie nie ma

W biegu. Ciągle w biegu, brakuje mi zawsze kliku sekund. Kilku sekund by złapać oddech mroźnego powietrza. Kładę się do łóżka jedynie po to by doczekać nowego dnia. Sen już nie jest wytchnieniem. To tylko kilka godzin. Straconych. Wychodząc z domu nie myślę o powrocie. Zatrzymuję się wszędzie tam gdzie tylko mogę. Poznaję nowych ludzi, bez zobowiązań wiąże się z nimi. Tu oddaje trochę siebie, tam zabieram komuś uśmiech. "Coś za coś"- tak powiedział. To dobry układ. Dać coś tym samym nic nie tracąc. Bez zaangażowania i ciepła, bez skrupułów i wyrzutów sumienia przed siebie iść. Nie zamykam za sobą drzwi. To tak na wszelki wypadek, gdybym musiała wracać. Ale wcale togo nie chcę. To tak na wszelki wypadek. Jestem tu i już mnie nie ma. Tak zmienna i bezwzględna, jak cień przewijam się obok was. Dziś na "tak" jutro na "nie". Nie ma mnie w twoich planach, nie ma mnie tam gdzie myślisz, że będę. Nie robię tego co powinnam. Robię to co chcę. Bo cukierek w kolorowym papierku nie smakuje lepiej niż ten bez.

niedziela, 13 lutego 2011

.pod znakiem "pluszowego łosia"

Termometry wskazują -6 stopni C. Zaszronione szyby przepędziły mi wiosenną wizję. Jeszcze zielona wczoraj trawa ,zmrożona dziś tworzy srebrny dywan wszędzie tam gdzie się rozejrzę. Kubek ciepłej herbaty ogrzewa mi dłonie, choć w zasadzie nie jest mi zimno. Dzisiejszy dzień ma rozegrać się pod znakiem "pluszowego łosia'. Ryzykuję kolejny upadek odsłaniając się przed nim tak bardzo. Bo tak na dobrą sprawę nie ufam mu wcale. Zastanawiam się co powinien zrobić bym mogła powiedzieć " tak, ufam mu choć trochę". Ale to bez sensu, bo taka rzecz mnie istnieje. Czuje, że stałam się jeszcze bardziej obojętna niż wczoraj. Bardziej zimna i bezwzględna. Nie boję się już srogich spojrzeń i ostrych słów rzucanych w moją stronę. Wiem jak się bronić, wiem co zrobić by żadne z nich mnie nie zraniło. Nie ważny jest dla mnie już wczorajszy dzień. To co było już nie wróci, więc po co tracić czas dzisiejszego dnia na rozmyślaniu o poprzednim. Widzę co się ze mną dzieje. Zamykam się w sobie, nie bacząc na innych. Tylko nieliczni zostaną w pobliżu. Inni jak zbędne papiery wylądują w koszu. Robię porządek.

Dodaję kilka zdjęć z wczorajszego spaceru:








sobota, 12 lutego 2011

. z datą wczorajszego dnia


Właśnie w taki dzień, kiedy niebo płacze deszczem spod kałuż wychodzą wszystkie smutki i zmartwienia. Dotychczas żywe kolory przechodzą w skalę szarości tworząc wokół mnie papierowy świat prawie tak zimny i obcy jak ja sama. Czuję na sobie ciężar spojrzeń ludzi mijających mnie na zazwyczaj pustej ulicy. Właśnie w taki dzień wszystko dzieje się zupełnie inaczej niż zawsze. Gubię krok na znanym mi terenie, nieznane wydaja mi się twarze moich bliskich. Po omacku przechadzam się wzdłuż alejek swoich myśli. Ze zdziwieniem przyglądam, się wszystkiemu bo niewyobrażalny porządek i spokój tu panuje. Nagle dzwonek odjeżdżającego tramwaju wyrwał mnie niczym z narkotycznego snu. Kolejny odjechał. Wiatr wyrwał mi z ręki bilet porywając go do chaotycznego tańca nad moją głową. Znów straciłam kilka minut swojego życia. Zapadłam się w pustkę o której nie wiem nic. To tak jakby umrzeć na kilka chwil. Nie pamiętam nic. Już dawno tego nie było. Znów coś sprawiło, że nieświadomie tracę nad sobą kontrolę.
Sny zdają się być przestrogą. Zdarzenia nakładają się na siebie nieprzypadkowo. I bez wątpienia mogę odnaleźć ich odpowiednik w rzeczywistości. Znów zaczęłam rozmawiać z sobą. Lecz to raczej trudne do opisania nawet dla mnie. Bo przecież dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Od dłuższego czasu staram się udowodnić wszystkim i sobie przede wszystkim, że jestem tą która nie boi się żyć. Przed snem zapisuje kilka słów by rankiem przeczytać je na nowo i uwierzyć, że jestem tą o która tak długo walczyłam.
Właśnie w taki dzień, kiedy czuję się bezradna i taka samotna potrzebuje tutaj Ciebie. Obok mnie, byś trzymał mnie za rękę i patrzył mi w oczy sprawiając, że czas się zatrzyma. Nie przyznam Ci się do tego, że mam gorszy dzień, że płakałam w poduszkę kiedy byłam zła. Po prostu wtedy przy mnie bądź, bez słów do mnie przyjdź. Chodźmy na długi spacer, nie zabierajmy parasolki. Chcę tak zwyczajnie moknąc z Tobą pod zachmurzonym niebem. Właśnie w taki dzień chcę widzieć słońce w Twoich oczach.

poniedziałek, 7 lutego 2011

.zwyczajnie niezykłe

Wysiadłam kilka przystanków wcześniej. Nie mogłam oprzeć się tak pięknej pogodzie. Chłodny wiatr osuszał łzy na policzkach a zachodzące już słońce odbijało się w mokrych tęczówkach. Na kilka chwil zatrzymałam się na mostku, gdzie wszystkie wspomnienia niczym pędząca woda przepłynęły prze mnie wywołując kolejną falę łez. Nie byłam przygnębiona ani nawet smutna. Czułam się bezpieczna stojąc tam sama. Mimo, że nie wiedziałam, co powinnam zrobić by zapewnić sobie spokojny sen na jedną choć noc...czułam się wolna. Ma on swoje miejsce w moim życiu, lecz nie potrafię określić gdzie ono jest. Zabawne, bo będąc przy nim wszystko wydaje się być tak zwyczajnie niezwykłe. Każde jego spojrzenie niesie ze sobą dreszczyk emocji i tajemnice, która bez wątpienia mnie podnieca. Wszystko w jego wykonaniu jest takie niezwykłe i inna przy nim staję się ja. Inna niż zawsze..ta sama.

niedziela, 6 lutego 2011

.przebudzenie

Nadchodzi wiosna. Bezapelacyjnie w powietrzu czuć powiew nowego powietrza. Trawa zdaje się być bardziej zielona a ptaki fruwają chętniej po błękitnym niebie skrzydłami przecinając puchowe chmury. Deszczowe chmury...
Biała, żółta i różowa toczyły się jedna za drugą tworząc na mojej dłoni kolorową mozaikę. Jedna na ból głowy, druga by tylko nie zasnąć.. trzecią schowałam do kieszeni. Wiosenne przesilenie.... a może jeszcze zimowe. Nie ważne jakie... nie ważne już nic. Teraz tak trudno mi ułożyć wszystko w jedną sensowną całość. Trzymam w dłoni tyle urwanych chwil, tyle słów krzyczy w mojej głowie zabierając mi sen w nocy i spokój w dzień. Staram się nad tym zapanować, popijając wodą kolorowe tabletki. Nie czuję się z tym dobrze, lecz wszystko co się dzieje jest o krok przede mną. Chcę dogonić to wszystko co zaczęłam, chcę wziąć w ręce swoje życie. Zbyt wiele zaplanowałam.... wiedziałam przecież, że czas tak bardzo bezlitosny może mnie zniszczyć... nie sądziłam tylko, że walka z nim będzie tak trudna. Mimo wszystko chcę. Iść w tym kierunku, który obrałam teraz. Za wszelką cenę zdobyć cel. Widok za oknem, uśmiech młodszego brata, troska w oczach mamy napędza mnie do działania. Mam dla kogo żyć. Dla moich kochanych przyjaciół, którzy liczą na moje dobre słowo, dla Niego, który czeka przeklęte pięć dni by znów mnie zobaczyć, pocałować... wszystko jest tak piękne i niepowtarzalne... ulotne. Chcę zebrać jak najwięcej. Nie obejrzę się już za siebie. Nie przegapię już wschodu słońca. 
Nadchodzi wiosna. Bezapelacyjnie w powietrzu czuć powiew nowego powietrza. Trawa zdaje się być bardziej zielona a ptaki fruwają chętniej po błękitnym niebie skrzydłami przecinając puchowe chmury. Deszczowe chmury...

Ostatnia biała... na sen.









sobota, 5 lutego 2011

.pluszowy

Z dokładnością co do jednej malowałam rzęsy, tak by wszystkie układały się równo w rzędzie. Kruczoczarne spojrzenie nabierało kształtów z sekundy na sekundę. Wysuszyłam mokre jeszcze włosy i ułożyłam tak by wyglądały w miarę na ogarnięte. Założyłam na siebie przygotowane już wcześniej ubrania. Nalałam do lampki wina i  wsłuchiwałam się w tekst piosenki, którego do końca zrozumieć nie potrafiłam. Leżąc tak na podłodze, nie miałam ochoty ruszać się stamtąd. W głowie wirowało kolorowe światło pędząc coraz szybciej. Musiałam wstać bo robiło mi się coraz to goręcej...
Musiałam już wyjść. Czas minął nieubłagamnie szybko, zabrałam fiołkową parasolkę bo jak na złość zaczął padać deszcz. Włosy zaczęły kręcić się niesfornie we wszystkie strony. Lecz nie miało to dla mnie większego znaczenia. Nie czułam, że dziś powinnam wyglądać perfekcyjnie. Nie czułam nic wychodząc z domu. Zatrzasnęłam za sobą furtkę z nadzieją, że wieczór okaże się lepszym niż się zapowiadał. Spotkałyśmy się o umówionej porze w wybranym miejscu. Alkohol płynął w moich żyłach coraz szybciej, zrobiło się zimno na kilka chwil. Nieswojo czułam się gdy większość mężczyzn będących w pobliżu mnie patrzyło się na mnie jak na wieklie ciastko z kremem. Ich bezpośrednie spojrzenia rzucane w moją stronę przyprawiały mnie o mdłości. "Żałośni są"- pomyślałam, przełykając nerwowo kolejny łyk piwa.
Z upływem czasu przenieśliśmy się tam gdzie muzyka zagłuszała wszystkie moje myśli. "Jak dobrze, że już jest"- odetchnęła z ulgą. Rozkojarzoną mnie, za rękę zaprowadził  na parkiet. Nie mogłam skupić się nie niczym, oczy biegały jak szalone po ścianach. Za dużo ludzi, za mało mnie. Widząc niepewność w moich oczach, przytulił mnie mocno do siebie, tak, że cisza grała w mojej głowie. Pewniej poczułam się mając pewność, że jest obok, że mogę na Niego liczyć. Po kilku minutach oddaliśmy się szaleństwu które znajdowałam w jego oczach. Cała noc była bez wątpienia nasza. Jak nic,cieszy mnie to, że widzi w moich oczach najmniejsze zawahanie.
Pluszowy...

wtorek, 1 lutego 2011

.snem niespokojnym

Zachłysnęłam się Tobą jak wiosennym powietrzem po mroźnej zimie. Nie potrzebnie ...?! Milczeniem mi teraz jesteś, pustką i wielką niewiadomą. Męczy mnie ta cisza. Brak jakiejkolwiek wiadomości od Ciebie. Tak wiem, sobota minęła. Ale czy to nic nie znaczyło.. ? Czy te kilka chwil odejdą w zapomnienie ...? to nie może być prawdą.. nie tym razem .. kolejnym razem.Przecież to się stało. Byliśmy. Nie uwierzę, że na ulicy przejdziesz obok mnie obojętnie, bez drgnienia powiek. Naiwna.
Jednak to nic nie znaczy. Milczący telefon i myśli mętne przelewające się w mojej głowie. W domysłach mogę zginąć. Więc po co gdybać. Zasnąć muszę dziś snem niespokojnym, by jutro obudzić się z nadzieją w garści, że w końcu spełni się mój sen.