czwartek, 29 grudnia 2011

.tylko w takich kolorach dzisiejszy dzień








.nie mogę dłużej patrzeć jak moje marzenia spełniają się komuś innemu

Mijają się bezpowrotnie, nęcą, zostawiają nadzieję...ona też w końcu znika. Wypełniają mnie od środka, motywują...każą iść dalej. Na krótko...rozmyte jak poranne niebo znikają szybciej niż się pojawiły. Marzenia...plany...pragnienia-niedoścignione jesienne liście na wietrze.
Z dnia na dzień czuje się coraz gorzej. Znudzona, coraz bardziej śpiąca...bezsensowna. Nie potrafię odnaleźć się w świecie w którym zgubiłam to co potrafiło mnie cieszyć. Nie mam motywacji...czegoś od czego mogłabym zacząć.
Schowałam do szafy głośniki, mp3 i radio...nie mogę słuchać już muzyki...drażni mnie, rozprasza. Tam mnie już nie ma. Przygasa światełko które niegdyś tak mocno świeciło.

Wydrukowałam właśnie podanie o wolontariat do schroniska w Częstochowie. Musze znaleźć gdzieś ukojenie dla swoich rozedrganych myśli. Ukojenie dla tych które spokoju nie dają mi dziś. Dobrze wiem, że praca tam będzie się wiązać z powrotami do domu z płaczem...
Jednak chcę znów czuć się potrzebna....wyjątkowa.

(żeby nie było, mój związek ma się dobrze, a piosenka...ot tak i już)

poniedziałek, 26 grudnia 2011

.przy sobie

Koniec tematu świąt.! Nareszcie, mogę odetchnąć. Jednak nie chcę zapominać o kilku chwilach, który zapisały się już do przeszłości.

Dziubek mój ma dziś ważny dzień. Teraz gdy ja piszę tego posta, on...hmmmm on stara się wypaść jak najlepiej. Ja popijam sobie kawkę, którą niechcący przesłodziłam. Ale nie myślcie, że tylko siedzę i się lenię. Nie tym razem. Mam teraz krótką przerwę. Zaraz wracam pożerać kolejne strony jakże ciekawej książki- "Literatury średniowiecza". Czas mnie goni a wydaje mi się że ciągle nic nie wiem, że nic nie pamiętam. Czarna dziura..pustka w głowie.

Nie mogę doczekać się jutra. Konspiracyjne spotkanie tuż tuż. :*

Można powiedzieć, że zaczynam się przekonywać do "studiów" przez bardzo małe "s". Systemu na uczelni nie zmienię, wykładowców tym bardziej nie, ale jeśli tylko będę chciała sama wyciągnę jakąś wiedzę z tych nieszczęsnych zajęć.

Chciałabym sobie teraz poleżeć z Tobą...
Przy Tobie...
Na Tobie ...
...
Tęsknię ...






piątek, 23 grudnia 2011

.brokat z pieprzonych bombeczek

Dźwięk budzika zbudził mnie ze snu. Była 8.00 rano..za oknem biało, przeszył mnie chłodny dreszcz...zima, jutro Wigilia.


 Zeszłam do kuchni. Włączyłam wodę na kawę...spojrzałam w lustro..znów to samo puste spojrzenie. Gdzie jestem myślami..? gdzie jestem znów... ?
W rzędzie ułożyłam kilka książek. Tak, mam zamiar dziś zacząć czytać lektury na kolokwium. Wszystkie stare, z przeżółkniętymi i podartymi kartkami, pachnące biblioteką i tajemnicą.

Skończyła się kawa. Może bym coś zjadła? Później...

Wczorajszy dzień był pasmem rozczarowań. Nawet nie chce mi się o tym pisać, myśleć...wspominać. Tak, moje wspomnienia są takie "kolorowe"... "bajeczne".
W domu pachnie suszonymi grzybkami. Pachnie nadchodzącą porażką i nieporozumieniem. Niedobrze mi na samą myśl o choince...a unoszący się w powietrzu pył i brokat z pieprzonych bombeczek doprowadza mnie do szału. O tak! świąteczny szał !





Wczoraj już nie mogłam wytrzymać w domu, więc wyszłam...zrobić kilka zdjęć.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

.misz masz


Zaczynają się...długie wieczory przy książkach i zaspane poranki. Dziś pierwsze "kolokwium"...pewnie cała grupa nie zaliczyła, choć mam cichą nadzieję, że może uda mi się zaliczyć to badziewie. A jeśli nie, to 16 stycznia poprawka. Czyli święta zapowiadają się uroczo posrane. Z jednej strony dobrze, będę miała przynajmniej wymówkę, żeby tylko nie przesiadywać z "rodzinką".



Dzisiaj wcześniej wróciłam do domku. Po drodze kupiłam jedzonko dla szczura. Nikogo prócz mnie nie ma w domu. Reszta ekipy na mieście. Wrócą pewnie za jakieś dwie godziny, więc mam jeszcze chwilkę dla siebie...chwilkę, żeby tutaj pobyć.

Wczoraj z Dziubkiem moim byliśmy w Częstochowie na targach bożonarodzeniowych. Niestety trochę zawiedziona jestem, bo w zeszłym roku było więcej ciekawych rzeczy do zobaczenia. Niemniej jednak dotleniliśmy się i zmarzliśmy trochę, ale ogólnie podsumowując... było całkiem przyjemnie. Później bezcelowe błądzenie po galerii..(tak dziękuję Katarzyna, to wszystko dzięki Tobie, niezapomniane chwile spędzone poza domem). Wieczorkiem już jakoś Dziubek odwiózł mnie do domu...u mnie jeszcze zrobiliśmy sobie mały spacerek. I tak jakoś zakończył się dzień jakże miłym akcentem.

A teraz.. no cóż, trudno mi to przyjdzie ale będę musiała usiąść do łaciny :( Niestety tak...nasza babeczka obiecała, że jutro nas ładnie przepyta z czegoś tam .... więc tak czy owak trzeba by było zajrzeć do tych żółtych, przeklętych podręczników.
Także zmykam już moi drodzy, ale zostawiam dla was muzyczną propozycję, której słucham ostatnio każdego ranka.



środa, 14 grudnia 2011

.nienawidzę

Za oknem jeszcze ciemno. Siedzę sama w domu. Nie zamknęłam nawet drzwi od domu jak to robię zazwyczaj. Strach ulotnił się gdzieś. Jest mi już wszystko jedno.
Nie wiem co mam z sobą zrobić. Na każdym kroku napotykam przeszkodę...nie wiem jak sobie z tym poradzić. Nic już na dobrą sprawę nie wiem... Wczoraj chciałam przepisać notatki ..wieczorem miałam jeszcze dużo czasu...ale wyprowadziła mnie tak bardzo z równowagi, że nie mogłam spokojnie utrzymać długopisu w ręce..poszłam spać. Noc dała schronienie rozszalałym myślą. Poranek przyniósł kolejne rozczarowania.
Dlaczego za czyjeś błędy płacić mam ja..?! Dlaczego w głowie plączą się rzeczy których widzieć nie chciałam i o których wiedzieć nie powinnam...? Pieprzeni egoiści! Nienawidzę was za to...nigdy wam tego nie wybaczę. Zniszczyliście mi większość dotychczasowego życia...

.nic stałego

24 grudnia....rozpocznie się rzeź niewiniątek. Jeszcze jakiś czas temu nie mogłam się doczekać nadchodzących świąt. Teraz myślami jestem już daleko w styczniu. Choinki nie będzie, karpiowi też chyba w tym roku odpuścimy daremną śmierć na talerzu... może chociaż barszczyk z uszkami ? A może jednak nie, bo po co. Tak czy owak śpieszno mi do nowego roku...bez świąt czy z nimi, dla mnie już bez różnicy. Na samą myśl,że trzeba by było się uśmiechać i składać sobie życzenia przechodzi mnie dreszcz. Na małe części rozpadło się wszystko. Jak puzzle rozrzucone po dywanie będą tegoroczne święta. Każdy w swoim domu, każdy z sobą i swoim sumieniem...

***

Uwielbiam na dzień dobry dostać niezły opierdol. 

poniedziałek, 12 grudnia 2011

.gdybym miała pewność

Skończona...bezużyteczna...tak właśnie się czuję. Nie mogę znaleźć dla siebie miejsca, nie mogę znaleźć siebie. Znów zagubiona i słaba. Znów w rozterkach, kolejny raz trzeba dokonać wyboru. Nie sam fakt, że coś wybrać muszę jest zły lecz to, że niezależnie co wybiorę nie będę do końca szczęśliwa. Żadna z tych dróg nie ukołysze moich myśli..nie pozwoli spokojnie zasnąć. Nie wiem już co mam robić. Z dnia na dzień coraz bardziej rozdrażniona jestem, coraz bardziej senna i słaba. Coraz mniej rzeczy mnie cieszy, coraz więcej jest kombinowania jakby tu wyjść na prostą. Wyjazd...no cóż, kuszące wyjście, jednak nie do końca dobre. Z jednej strony...tej materialnej, to wyjście jedno z najlepszych, ale co dalej.. co poza tym, że mogę dobrze zarobić..? Wyjadę sama, bez rodziny, bez Ciebie kochanie..boję się, że moglibyśmy tego nie przetrwać. Z dnia na dzień czuję jak kończy mi się czas, wiem, że muszę podjąć decyzję... Pierwszy raz w życiu jestem pewna siebie przynajmniej w tej kwestii... w tej, że chcę z Tobą być...na dłużej..i już do końca. Jednak czas... czy czas kiedy się nie będziemy widzieć...czy zmieni się coś na gorsze...? Nigdy nie wybaczyłabym sobie tej pomyłki...na samą myśl, że mogłoby nas nie być...(cholera ! nie płacz dziewczyno!!!) ...robi mi się strasznie smutno...jeszcze gorzej czuję się z tą świadomością, że to ja mogłabym coś zakończyć. Poza tym musiałabym rzucić studia...na co jestem już raczej przygotowana. Z drugiej strony, bardzo potrzebuje tego wyjazdu...mam kilka celów do zrealizowania, kilka marzeń do spełnienia. Jednak strach, że mogłabym Cię stracić jest na tyle silny, że szukam jeszcze w głowie innej alternatywy na wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Wiem, nie jeden powie mi, że to żałosne, że swoje plany na przyszłość wiąże i uzależniam od nas..., ale coś tam głęboko w środku podpowiada mi, że nie mogę zrobić inaczej. Gdybym miała pewność, że będziesz na mnie czekać..gdybym miała pewność, że będę miała do kogo wracać.... gdybym ją miała...


czwartek, 8 grudnia 2011

.nie mogę się dłużej okłamywać

Coraz gorzej się tutaj czuję. Coraz więcej rzeczy robię ot tak, by tylko je zrobić. Zero przyjemności z tego wszystkiego. Nie wiem co robić. Nie mogę znaleźć żadnej sensownej oferty pracy za granicą, a gdybym taką znalazła...już by mnie tu nie było. Podjęłam decyzję. Jeśli trafi mi się wyjazd, po prostu to zrobię..spakuję się i wyjadę. To nie ma sensu...nie mogę już dłużej sama siebie oszukiwać. To nie mój świat. Potrzebuję nowego powietrza..potrzebuje jakiejś alternatywy ... zabezpieczenia na przyszłość. Nie mogę tu tkwić i patrzeć jak się marnuję...jak marnuje swój czas. Nie mogę dłużej się okłamywać....

środa, 30 listopada 2011

.synonimem tajemnicy

Zmęczona jestem tym wszystkim. Cyklicznie powtarzają się te same sytuacje a ja za każdym razem mam coraz mniej siły by je bagatelizować czy z nimi walczyć. Ciągle te same problemy, to samo "ale", i ciągle czegoś tu brak. Coraz częściej powraca do mnie myśl, że wolałabym na tym świecie być sama. Bo rodzina jest dla mnie synonimem problemów i tajemnicy. Chciałabym bez wyrzutów sumienia podejmować decyzje, nie patrząc co chwila na to czy kogoś nie ranię czy pomijam. Gdyby wszystko było tak jak z obrazka, gdyby było łatwiej, mogłabym myśleć o sobie w przyszłości. Żyłabym już dniem jutrzejszym. Lecz usilnie trzymają mnie w ryzach teraźniejszości sprawy tak przyziemne i trudne, że nie mam siły myśleć tylko i wyłącznie o sobie. Każdy kolejny dzień uzależniam od osób trzecich. Nigdy nie zamykam się, nie zapominam o tych którzy są. Jednak przyjdzie w moim życiu taki moment, że będę musiała iść dalej sama... Jak na razie tego nie widzę. Wszystko co dotychczas widzę, jest takie kruche i żałosne, że beze mnie ni będzie to miało miejsca bytu. Czy ktoś pomyślał dziś o mnie ? Że, męczy mnie myśl, że jestem tu niezastąpiona ! Dlaczego tak wiele opiera się na mnie...dlaczego nie mogę znaleźć się sama, nie myśląc o tym co w domu ....? Nie mam siły na planowanie...nie wiem co będzie za jakiś czas. Jestem coraz bardziej senna....

poniedziałek, 28 listopada 2011

.nie mogę uspokoić zmysłów

To chyba już ostatnia dzisiaj, ale zdecydowanie najmocniejsza mała czarna. Wróciłam do domu totalnie zaspana...to pewnie przez nadzwyczajnie nudny wykład. Z reszta tej nocy nie mogłam spokojnie zasnąć, co chwila budziłam się by sprawdzić, czy jesteś obok. Na marne. Poduszka obok była pusta. W powietrzu unosił się wciąż nasz zapach, tak obłędnie zniewalający. Wczorajszy dzień...coś się zmieniło. Nawet nie wiesz jak bardzo szczęśliwa obudziłam się dzisiaj. Dziękuje kochanie :*

Czeka mnie dzisiaj cholernie dużo pracy, jednak nie mam ochoty zaglądać do notatek czy tez pracy domowej z łaciny. Coś czuję, że posiedzę dzisiaj na spokojnie do północy. Z resztą... i tak nie mogłabym zasnąć...nie mogę uspokoić zmysłów i myśli.
Rozedrgana.....

Dodaje kilka zdjęć tak jak obiecałam. Nic specjalnego niestety. Tak, tak wiem przesadziłam z nasyceniem...ale to nie proste by teraz się skupić.... myśli wciąż wirują.





piątek, 25 listopada 2011

.wiewiórki i inne stworzonka

Jakiś czas temu wróciłam z krótkiego spaceru z jamnikiem. Nie miałam ochoty zaraz po powrocie z uczelni siedzieć w dom, dlatego zabrałam mojego podopiecznego na małą niespodziankę. Teraz przy kubku gorącej herbatki z cytryną zastanawiam się jak rozplanować sobie resztę dzisiejszego dnia i dwa dni weekendu. Dziś chyba uzupełnię notatki i posprzątam pokój. Jutro mam zamiar zrobić trochę nowych zdjęć. Chciałam sesję z Olszą i jej lubym ale chyba nic z tego, bo nie otrzymałam żadnej wiadomości zwrotnej. Jeżeli do jutra nic się nie zmieni znów będę polować z moim canonem na ptaszki, wiewiórki i inne stworzona. Muszę nadrobić braki, bo zarówno blog jak i mój fotoblog świeci fotograficznymi pustkami. W niedzielę.... widzę się z dziubkiem , ale to po południu dopiero, zatem całe przedpołudnie mam zamiar się gorrrąco uczyć. Czuję, że coraz mniej czasu mi zostaje do egzaminów a materiału do zapamiętania coraz więcej. Dlatego od tego weekendu wielka mobilizacja!

Zrodził mi się w głowie mały pomysł..kolejny... Brakuje mi siebie, brakuje mi muzyki i tego pozytywnego stresu przed wejściem na scenę. Nie chce zapeszać, więc nic więcej nie napiszę. Na razie jestem na poziomie pisania scenariusza koncertu. Czy się uda ...? Będę informować na bieżąco.

Jak mówiłam...zmykam do notatek.


wtorek, 22 listopada 2011

.czekam na jego telefon

Podsumowując...dzisiejszy dzień był bardzooo udany. Nie spóźniłam się na uczelnię i przeżyłam łacinę! Na dodatek ani przez chwilę nie bolała mnie głowa. Wróciłam do domu wcześniej niż planowałam, zjadłam śniadanio-obiado-kolację i teraz jestem tu. Dziubek mój poszedł pograć na klawiszach a ja czekam na jego telefon. Wiem, że to co napisze może będzie niesprawiedliwe ale teraz...teraz wiem, że tęsknię, że brakuje mi jego. Teraz kiedy dajesz mi tyle wolności...na tyle, że sama potrafię odróżnić przyzwyczajenie od czegoś więcej. Niesprawiedliwym może być fakt, że wcześniej nie potrafiłam odnaleźć się w tym wszystkim. Dopiero po jakimś czasie udało nam się porozumieć. Mam wrażenie, że to tylko Ty tworzysz ten związek...że jestem tu tylko "dodatkiem", który stawia Ci tylko przeszkody. Chcę , żebyś tylko wiedział. Naprawdę jestem szczęśliwa, że jeszcze tu jesteś...że jesteś ze mną.

niedziela, 20 listopada 2011

.milczeniem do mnie mów

Chociaż za oknami nie widać jeszcze typowej zimy, bo śnieg jakoś w tym roku nie zrobił nam jeszcze niespodzianki, to czuję już nadchodzące święta. Sklepowe wystawy, może na wyrost przypominają nam o zbliżającym się szale zakupów, sprzątaniu i pieczeniu ciast, mimo wszystko w tym roku nie mogę doczekać się pierwszej gwiazdki.
W drodze do szkoły widziałam, że lodowisko już powoli zaczyna funkcjonować. Dziubku !..nie myśl, że Ci odpuszczę! :* Obecność obowiązkowa!
Ogólnie to wpadłam w szał kupowania prezentów. Już mniej więcej wiem, co chcę i komu kupić,czekam tylko na jakąś grubszą wypłatę i GO! :) 
Tak czy siak nie mogę uwierzyć w jedno.... znów jestem happy! Wszystko ułożyło się tak jak być powinno. Już nie jestem chyba tak nieznośną babą jak ostatnim czasy to bywało (przynajmniej mam taką nadzieję). Nareszcie spokój i wytchnienie. W dużej roli to zasługa Dziubka mojego, który staje na głowie by tylko sprostać moim oczekiwaniom. I muszę mu przyznać...udało mu się zapanować nam rzeczą, na której mi bardzo zależało-"milczeniem do mnie mów" .W domu też sytuacja się ustabilizowała. Można powiedzieć, że znalazłam tutaj swoje miejsce w hierarchii, nawet zaczęto liczyć się z moi zdaniem. System funkcjonowania na uczelni stał mi się już bliższy i nawet ta straszna łacina już tak bardzo mi nie wadzi. Zatem oby do świąt w takim humorku.


niedziela, 13 listopada 2011

.coś optymistycznego

Własnie wróciłam z popołudniowego spaceru. Ubrałam się szalenie ciepło mimo to zmarzłam tak, że musiałam wracać do domu już po 20 minutach. Zrobiłam kilka zdjęć-oczywiście dodam pod postem. Dobrze mi zrobił ten mroźny spacer. Teraz nie jestem taka senna jak to bywa o tej porze. Zaraz wyłączę komputer i zabiorę się za czytanie książki, do której jakoś nie mogę się ostatnio dobrać.
Ostatnie dwa dni spędziłam poza domem. Jeszcze przed wyjazdem miałam mieszane uczucia co do efektów tego spotkania, jednak na szczęście mogę być już spokojna. Nie wiem jak, nie wiem co się stało, ale jakby spokojniejsza i bardziej optymistyczna się stałam co do pewnych spraw. Nie chcę zapeszać, ale... jest dobrze.





sobota, 12 listopada 2011

.nie ma recepty na szczęście

Nic nie jest takie jakim się zdaje być. Sprawy są bardziej skomplikowane a ja nie jestem taka silna jak myślałam. Brakuje mi oddechu na odpoczynek-całkowite odcięcie się od codzienności. Na nic idą długie weekendy. Rzeczywistość uderza jeszcze mocniej. Nie ma chyba recepty na szczęście czy udany dzień. Nie ma nic pewnego. Wszystko zmienia się tak szybko. Nawet ja sama...przemijam. Mętne plany na przyszłość zdają się być tak bliskie-przerażające. Jednak nie chce tu tkwić. W tym miejscu gdzie zawieszona jestem między niepewnością a strachem. Coś chciałoby się zrobić jednak jeszcze tutaj jestem...

czwartek, 10 listopada 2011

.mój czas

Czasami wiara nie wystarcza. "Jutro będzie lepiej!"- w to też już raczej nie wierzę. Bo jeśli ma się coś zmienić to tylko dzięki temu, że ja sama się za to wezmę. Nie ma co liczyć na cud czy szczęście. Wystarczy wziąć życie w swoje ręce. Nic więcej. Jedno jest życie, jedno dzieciństwo i jedna młodość. Jak nie miałam wpływu na to jak przebiegało moje dzieciństwo, to teraz mam możliwość-zadecydować sama, jak wyglądać ma mój czas. Z dnia na dzień czasu coraz mniej, zatem nie warto czekać na coś co nie mogłoby zaprocentować w przyszłości. Nie mam czasu, sił i ochoty czekać na poprawę. Jeśli coś ma mieć swoje miejsce-znajdzie się, bez mojej specjalnej ingerencji. To moje życie, zaczyna się od teraz. Trochę egoistycznie patrzę na jutro. W głowie zbudowałam już plan. Jednak kto inny jak nie ja zadba o moje życie...?! Kto lepiej niż ja będzie wiedział czego tak naprawdę chcę...?! Zatem bezlitośnie odtrącę wszystko to zbędne, co tylko wyda mi się zbyt banale-nie dla mnie. Potrzebuję nowych wyzwań, zadań na skraju moich możliwości, a tych nawet sama ja nie poznałam do końca. Nie potrzebuję słodkich słówek czy pochwał za coś co tego nie wymaga. Nie czekam już na coś co mnie zachwyci, zauroczy i wyrwie z monotonnej fali dnia. To już nie jest ważne. Teraz realizacja i praca będzie dla mnie najważniejsza. Tylko to pomoże mi osiągnąć "mój mały sukces".
Stałam się realistką.


piątek, 4 listopada 2011

.czegoś mi brak

Niby wszystko jest OK, jednak czegoś mi brak. Cięgle jakaś myśl przebiega mi przez głowę nie dając się uchwycić. Bezsensowny jest ten stan. Rozkojarzona, poddenerwowana...zmęczona. Wszystko nabiera zawrotnego tempa. O dziwo nie wypadłam jeszcze z gry. Czuję, że jestem tam gdzie być powinnam. Jednak czegoś mi brak. Z jednej strony spokój, jakby wszystko już zostało powiedziane, z drugiej zaś tyle niedomówień. Nie zastanawiam się, nie rozmyślam. Nie widzę w tym sensu. Na razie przynajmniej. Robię rzeczy pod wpływem chwili, podejmuje decyzja- ot tak. Nie ma wypisywania na kartce "za i przeciw". Bo po co...? Żeby przekonać się, że jednak to nie najlepszy pomysł...? Coś niesie ze sobą nadchodząca mroźna zima. Coś więcej niż mroźne poranki i szron na gałęziach. Czekam zatem ...na wszystko co ma się wydarzyć.


wtorek, 1 listopada 2011

orzeł czy reszka ?

Miłość nie istnieje. To wybujała fantazja romantyków- fikcyjna pod każdym względem. Nadużywamy tego słowa mając nadzieję, że zdziała cuda. Jednak czy ktoś zastanowił się czym jest i czy w ogóle miłość istnieje ?
Zakochane pary wypełzają wieczorami na ulice miast afiszując się swoim szczęściem, które daje im miłość. Uczucie dość pozorne i trudne do określenia. Jeśli więc każdy stworzy dla siebie definicję miłości, będzie ona inna za każdym razem. Więc miłość miłości nie będzie równa. Niesprawiedliwa zatem jest to uczucie. Zachłyśnięci nim nie raz popełniamy błędy tak głupie i banalne, że po "otrzeźwieniu" od naszej głupoty zaczyna nas boleć głowa. Dlaczego miłość nie jest stała ? Raz burzliwa, innym zaś razem całkowicie monotonna. Czy miłość nie jest dla nas tylko definicją, ucieczką od codzienności-na jakiś czas ? Biorąc pod uwagę to co już napisałam, a można by wymieniać jeszcze i jeszcze, ryzykujemy i zatracamy się w tym uczuciu bądź iluzją szczęścia. Za każdym razem mając nadzieję na coś cudownego. Bo taka właśnie w naszych oczach jest miłość-cudowna, wiosenna i radosna.
Jednak jak określić stan kiedy to czyjeś szczęście staje się dla Ciebie równie ważne jak Twoje... ciągłe poczucie przynależności, do jakiejś grupy, jednostki, poczucie bezpieczeństwa. Czym jest zatem ten blask w oku kiedy się budzimy i spokój kiedy zasypiamy? Czy można nazwać miłością coś czego słowami nie da się określić, jedynie odczuć możemy to na własnej skórze ?! Jeśli tak, mogę być spokojna. Może tworząc dla siebie definicję miłości uwierzę, że kiedyś było mi dane się z nią spotkać, może wciąż mieszka we mnie.

orzeł czy reszka ?
wybieram Ciebie.

sobota, 29 października 2011

.nie moge być przeciez tak wyjątkowa

Tryb nocny. Tak, już powoli się przestawiam na tryb nocny. A wygląda to właściwie tak, że przesypiam możliwie największą ilość godzin w dzień by nocą móc normalnie pracować. Dlaczego nocą ? To dość proste. Za oknem spokój. Miasto już śpi, słychać tylko pojedyncze odgłosy zasypiających niedobitków. Czasami jakiś pies szczeknie dla zasady. Poza tym cisza. Tylko z głośników sączy się senna melodia. Jednak nie do snu. Wiem, że śpisz, że nic Cie już nie martwi. Mogę  odetchnąć na kilka chwil. Spokojnie złapać oddech i dystans do tego co stało się wczoraj a czeka mnie jutro. W powietrzu unosi się zapach cynamonu. Tak bardzo przyjemny dla mnie...-niezapomniany. Wspomnienia uderzają do głowy falami. Zapadam się w niebezpieczną sieć skojarzeń, uczuć, tęsknot. Tak wiele spraw cięgle do mnie wraca- wciąż żywych gdzieś głęboko we mnie. Czasami aż sama się sobie dziwę, że można tak mocno odczuwać to co było. Zabieram się za przepisywanie notatek. Znudzona czasami włączę tv albo zabiorę się za czytanie książki (przypadkowej zazwyczaj). Jakiś fragment bądź kadr z filmu wysyła mnie do przyszłości. Myślami odgarniam ciemną mgłę. Nie mogę dostrzec nic wyraźnie. Nawet nadchodzące dni nie zdają się być pewne. Zastanawiam się, kalkuluję. Zasypiam.
Zaczynam nowy dzień. Z rozsypanymi jak puzzle myślami. Jak zawsze. Nigdy nie jestem niczego pewna. Jednak ciesze się z tego. Że od początku pozbawiona zostałam poczucia bezpieczeństwa. Teraz..nie żyję mrzonkami. Nic nie jest w stanie wyrwać mnie z ciągłej kontroli tego co robię. Żadnych pomyłek. Nie na marne zostałam sama. Teraz wiem, że potrafię sama zasypiać i budzić się. Na tyle silna jestem by sama sobie móc poradzić. Czasami nieswoje czuję się gdy poświęcasz mi tyle uwagi. Nie mogę być przecież tak wyjątkowa.



sobota, 22 października 2011

.z nowym bagażem doświadczeń

Powoli wracam. do zdrowia, na uczelnie i do punktu wyjścia. Niestety musiałam pofatygować się do lekarza po antybiotyk, który powoli stawia mnie na nogi. Tak czy owak jutro ostatni dzień grzania dupy w domu. Od poniedziałku "welcome AJD" ! Wniosek złożony. Mam nadzieję, że to koniec biegania z papierami. Miejmy teraz nadzieję, że wszystko pójdzie ok. (Na coś do cholery chyba stałam w kolejce dwa dni pod rząd!). Wczoraj wreszcie mogłam spotkać się z moim szczęściem! Och, tak bardzo mi go brakowało! Dopiero wczoraj to sobie uświadomiłam, dopiero wtedy kiedy mogłam mieć go już na wyciągnięcie ręki. Wnioskuję, że ma on jakieś cudowne właściwości lecznicze, gdyż w zestawieniu z z antybiotykiem niemal od razu stawia na nogi ! ;) Jakby nie patrzeć stuknęło na 5 miesięcy :*
Co do punktu wyjścia, to mam na myśli fakt iż odchodzę z "pracy". Niestety. Oczywiście wiedziałam, że nie bedzia łatwo, ale działanie moje i decyzja o podjęciu współpracy była uzasadniona potrzebą finansową. Teraz nic się w tej kwesti nie zmieniło. Jednak nie pozwolę by traktowano mnie poniżej moich kwalifikacji i starań. Dlatego też, muszę zrezygnować. Nic za wszelką cenę. Nic ze ceną mojego zdrowia. Od jutra szukam nowego zajęcia.
Mam ochotę na zdjęcia. O tak! Od dawna już nie miałam okazji popracować z "modelką" na takiej mojej "sesji". Mam kilka nowych ciekawych twarzy na uczelni. Może uda mi się namówić jakąś na współpracę ?! Warto spróbować ! :) Muszę trochę odżyć i znów złapać wiatr w skrzydła. Trochę straciłam pewności siebie. Zaczynam znów pracować nad sobą. Tym razem z nowym bagażem doświadczeń.


poniedziałek, 17 października 2011

.metamorfozy












Wniosek nasuwa mi się jeden. Bardzo stęskniłam się za moimi długimi włosami, zatem od dziś unikam salonów fryzjerskich!

piątek, 14 października 2011

****

Pięknie ! Jak zwykle wszystko na raz musiało się spier****ć ! Czekają mnie dwa ciężkie dni w pracy , przy czym od wczoraj mam 38* C i cholernie uporczywy katar ! To niemożliwe! To tylko zły sen ! Bynajmniej. Wszystko to prawda. Czuję się jak zużyta guma do życia i najchętniej nie patrzyłabym w lustro. Jednak jutro muszę być piękna, zdrowa i uśmiechnięta ! Jak to zrobię ?! Nie wiem, do cholery nie wiem ! Już próbuję wszelkich metod, co by też postawiły mnie na nogi. Dupa ! Wielka dupa! nic nie chce pomóc ! :( Jestem załamana. Nie wiem jak sobie jutro i w niedzielę poradzę. Boję się, że nie dam rady. Wtedy będzie bardzooo ale to bardzo źle. Gdyby tego było mało, opuściłam dodatkowo dwa dni na uczelni. Miejmy nadzieje, że wykładowcy nie sprawdzali obecności. W innym razie będę miała problem. Na nic już się zdają ciepłe herbatki z cytryną czy sokiem malinowym ! Leki tez jakoś szybko nie chcą działać. Od ciągłego leżenia jestem jeszcze bardziej osłabiona. Mam już dość. Wszystkiego mam dość. Pieprzone życie ! :(

środa, 12 października 2011

.senne poranki

Poranki są takie chłodne i leniwe. Najchętniej nie wystawiałabym z pod zagrzanej kołdry nosa, ale nieubłaganie dzwoniący budzić każe już wstawać. Na wpół śnie wstaję i po omacku zmierzam do kuchni by nastawić wodę na kawę. Później oczywiście okupywanie łazienki przez jakieś 20 minut i mniej więcej jestem już w stanie jak ja to mówię "do użytku". Za oknem pogoda nie zachęca do wyjścia więc zakładam na siebie największą ilość sweterków , tak by móc tylko dopiąć kurtkę. Mija kilka godzin zanim wrócę do domu. Godziny dłużą się a głos wykładowcy załamuje się w mojej głowie tworząc chaos, którego nie mogę ogarnąć do dnia następnego. Wracam do domu zmęczona i przede wszystkim zmarznięta. Boli mnie głowa i GARDŁO co najgorsze ! Oczywiście znów musiało mnie coś złapać, akurat teraz gdy mój głos jest na wagę złota ! Ciepłe herbatki, tabletki na wzmocnienie i kolorowe witaminki łykam w ustalonej kolejności. Może pomogą. Kolejna dawna tabelek za jakąś godzinę. Przed samym snem. Noce natomiast mijają okrutnie szybko. Tak niewinnie zmieniają się w ten pieprzony kolejny zimny poranek! Cholera by to trafiła! Jutro tez się nie wyśpię !
Pragmatyzm, esencjonalizm, dominanta.... Ok wracam do notatek !

Dzisiejszy pieprzony, zimny poranek !

poniedziałek, 10 października 2011

.nareszcze w domu

Zapowiada się mroźny tydzień. Przynajmniej po dzisiejszym dniu jestem raczej tego pewna. Nie liczę na poprawę. Zawsze przecież lepiej przygotować się na gorsze. Dziś zmarzłam biegając po mieście, przesiadając się z autobusu do "autobusu za tramwaj"(!). Wszystko to przez to okropne stypendium, na które trzeba złożyć masę papierów, dostępnych oczywiście w różnych częściach Częstochowy. Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa. Odpoczynek i trochę ciepła znalazłam oczywiście u babci. Niezawodny azyl, w każdej gorszej sytuacji. Jednak wracać trzeba było znów do domu, żeby zebrać myśli na nowy dzień. Przed wyjściem babcia poczęstowała mnie jeszcze cudowną wiśniówką własnej roboty, co też wracając do domu nie zmarzłam (!).
W drodze powrotnej zanurzyłam się oczywiście w lekturze...coś cudownego, jeszcze raz polecam (Anna Szatkowska-"Był Dom" )

 

Przypadkowo wpadłam na tę piosenkę. Słysząc sam wstęp coś  we mnie drgnęło. Tak ! Znam ten kawałek i dość mocne uczucia się z nim wiążą, choć nieokreślone. Skąd ją znam ?! Z czym mi się kojarzy ?!
Znasz odpowiedź ... ?

Chcąc nie chcąc, choć raczej to drugie poznają nowych ludzi a oni mnie. Niezbyt mi się to podoba. Jak najdłużej chciałabym pozostać anonimowa. Chyba mi się to nie uda ....

Niedługo wyciągnę Olszę na zdjęcia i dodam coś nowego! Za dużo zmian u mnie zaszło, żeby dodawać tylko czarno białe zdjęcia. Więc w przyszłym tygodniu ! Only me ! ;)

niedziela, 9 października 2011

.jesienna zaduma
















Dodaję kilka zdjęć z dzisiejszego spaceru. Nie mogłam spać, dlatego też ubrałam się ciepło i poszłam uchwycić zbliżającą się nieubłaganie jesień. W drodze złapała mnie lekka mżawka, jednak to nie zniechęciło mnie do dalszych poszukiwań jesieni. Wróciłam do domu trochę zmarznięta ale zadowolona, bo dawno już nie miałam czasu ani to okazji zrobić jakichkolwiek zdjęć. Nie wszystkie zdjęcia oczywiście dotyczą tematyki jesiennej. Graffiti szczególnie mi się spodobało, ze względu na kolory dlatego też umieściłam je tutaj. Zaraz idę zrobić sobie kawy i zanurzyć się w lekturze, która o dziwo nie jest obowiązkowa a znalazła się w moich rękach. Na dodatek muszę przyznać, że jest bardzo interesująca. Dodam też, że mam zamiar ją skończyć. Jeśli mogę , to chciałabym ja serdecznie polecić. Pisana jest językiem prostym i bardzo zrozumiałym dla czytelnika, co też bardzo szybko się ją czyta. Na dodatek tematyka książki jest bardzo wciągająca i pouczająca. Myślę, że warto zajrzeć to tej książki, choćby ze względu na wątek historyczny. Wierzcie mi na słowo, jak ja nie lubię zbytnio czytać, to ta akurat pozycja nadzwyczajnie mnie zainteresowała. A mianowicie : Anna Szatkowska- "Był Dom" . Zostawiam więc was z moją propozycją i lecę po kawę!


Olsza, dzięki bardzo za piątek ! Jak dobrze znów razem poplotkować ! :*