poniedziałek, 14 grudnia 2015

.nieśmiało


Mam wrażenie, że wszystko powoli zaczyna się układać. Aż boję się pomyśleć, że wreszcie mogłoby być dobrze. Ogarnia mnie przerażanie na tą myśl, że potrafię być szczęśliwa. Zbyt wiele złego się ostatnio wydarzyło, że teraz najmniejsze przebłyski szczęścia zaczynają mnie niepokoić. 

Zbliża się kolejny trudny okres - święta. Przyglądam się stojącym w kolejkach ludziom .... coraz bardziej mi jej brakuje. Tak bardzo chciałabym znów móc ot tak i tylko dla własnego spokoju, zjeść z nią nasze ulubione ciastko z galaretką. Jednak tego już nikt nie wróci. Już minął prawie rok. Wspomnienia wracają w zawrotnym tempie i coraz mocniej we mnie uderzają. Tych myśli nie odrzucam. Zaciskam dłonie tak mocno, że paznokcie wbijają się w zmarzniętą skórę. Chwila słabości, brak oddechu, złość zmieszana z bezsilnością ...mijają by następnym razem uderzyć mocniej. 

Widzę jak powoli brakuje mi na to wszystko sił. I mam wrażenie, że znajduję się w takim momencie, że albo upadnę i poddam się temu wszystkiemu albo jakimś cudem dam sobie radę i wybrnę z tego wszystkiego obronną ręką. 

Chciałabym mieć wolną głowę od zmartwień, myśli nieprzyjemnych, obrazów zabierających oddech. Chciałabym niektórych rzeczy nie wiedzieć, nie widzieć i nie pamiętać. Tak (nie)wiele bym chciała...
Czasami z rytmu wybijają mnie słowa, znajome dźwięki które wbijają się we mnie tak bardzo, że nie raz mam wrażenie, że umieram. Ból jest tak wielki, że boję się tych chwil, kiedy wszystko wraca do mnie. 

W tym wszystkim staram się odnaleźć siebie. Pomiędzy pracą, studiami i życiem codziennym, szukam bezpiecznego miejsca dla siebie ... dla nowej mnie dla mojego nowego mężczyzny, o którym zaczynam myśleć coraz bardziej poważnie. I boję się też tych myśli... rozczarowania i odrzucenia się boję. Chciałabym móc wszystko poukładać, bez przeszkód.... lecz to niemożliwe. Wciąż walczę, zmagam się z własnymi słabościami i uprzedzeniami. Dążę do czegoś co właściwie nie wiem jak ma wyglądać. Zapętliłam się w tym wszystkim. Wciąż chcę próbować.... mimo porażek i zdarzeń ....wciąż mam nadzieję... i to chyba moja ostatnia nadzieja. Na kolejną nie znajdę już siły. Najchętniej zamknęłabym oczy i oddała się w czyjeś ręce .... by prowadziły mnie bezpiecznie. Jednak ciągła potrzeba kontrolowania wszystkiego i dbania by wszystko było dobrze, nie pozwala mi na to.... 

Tłumaczę sobie jednak, że zasługuję na swoje szczęście i chciałabym zbudować własny kąt z kimś kto będzie w pełni rozumieć moje lęki i rozterki. Chciałabym mieć do kogo wracać.... o kogo się martwić... mieć kogoś dla siebie w noc i dzień.... mieć własny kąt i cieszyć się zwyczajnymi, codziennymi sprawami ... razem. Nieśmiało buduję w głowie wspólną przyszłość i zastanawiam się jakby to było ....