niedziela, 25 listopada 2012

.już prawie go nie ma

Jeszcze tu jest. Opada za szybko. Chowa się przede mną w szczelinach między szafkami, ucieka z pościeli. Przez otwarte drzwi wychodzi bez uprzedzenia. Już prawie go nie ma.
I wiem, że nie uda mi się go złapać lecz krążę po pokoju z kąta w kąt szukając go...śledząc ten trop.
Twój zapach....już prawie go nie ma.

Układam głowę na poduszce, na drugiej zaraz obok mnie leżysz Ty. Spokojnie patrzysz na mnie, tylko oddech coś masz szybszy i cięższy. Dotykam Twojej twarzy i palcami przechadzam sie po fali gęstych włosów. Zamykasz oczy jak kot, którego głaska się za uchem. Dłońmi wyznaczasz szlak na moim ciele....

czwartek, 22 listopada 2012

.jutro będę

"Czasami nie wiem jak mam się zachować. Ciągle szukam siebie. Chciałabym podążać za tym co czuję. Nie poznam prawdy gdy nie spróbuję"

Bardzo mi go brakuje. I tak bez wstępu , od razu, bez zbędnych wprowadzeń. Tak bardzo mi jego brakuje. I widzę teraz jak bardzo uzależniłam się od jego obecności i od jego samego. Wydarzenia ostatnich dni zmusiły nas do rzadszego kontaktowania się ze sobą. I nie sądziłam, że tak bardzo to odczuję. Tak, wiem. Prosiłeś mnie o czas....tak pamiętam o tym. Może faktycznie potrzebny tu czas. Może ja też go potrzebuję, tylko sama przed sobą nie chce sie do tego przyzać... (?) Kolejny raz nie potrafię poradzić sobie z tym uczuciem, którego nie jestem w stanie określić.

Zdaje mi się, że wpadłam w pułapkę jaką stała się dla mnie miłosć. Nie mogę powiedzieć, że jest dla mnie czymś destrukcyjnym, że działa ne mnie źle. Nie, to nie tak. Po prostu przy nim znajduję wszystko to, czego mi brakowało w życiu. Mam bezgraniczną miłość (!), poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że komuś na mnie zależy. Tylko przy nim mogę żyć. Dla niego i z nim. I właśnie fakt ten, może być dla mnie zabójczy. Bo naprawdę nie wyobrażam sobie już życia bez niego. Tak strasznie egoistycznie chcę mieć go tylko dla siebie. Tak bardzo boję się znów zostać sama ... choć na kilka chwil.





niedziela, 18 listopada 2012

. jutro


W zasadzie nie wiem co chcę napisać. W zasadzie nie wiem jak się czuję a jak czuć się powinnam. Może trochę się boję... może trochę nie swoja jestem...znów nie wiem.....
Wypiłam wystarczająco kawy, by posiedzieć dziś nad notatkami do północy. W nocy czuję się jakby bezpieczniej, jakby lepiej. Wszyscy już śpią...nie muszę się nigdzie śpieszyć. Mogę spokojnie przykryć się myślami, zapomnieć o czymś, coś zrozumieć.
Chciałabym być silna. Chociaż dziś... chociaż jutro. Dla Ciebie. Dziś nie wyszło. Jutro .... 

sobota, 17 listopada 2012

.moja prawda


Obiecałam sobie, że dziś zrobię coś konkretnego. Pisząc "konkretnego" mam na myśli zrobienie czegoś porządnie, a nie na "ot tak" jak ostatnio bywało. Dzień zaczęłam od krótkiego telefonu. Twój rozmyty głos jeszcze bardziej utwierdził mnie w przeknaniu, że powinnam wrócić do łózka. Mimo to wstałam i od niechcenia poczłapałam do łazienki. Tam zmyłam z siebie resztki snu...później śniadanie i kawa, która do tej pory stoi w kubku, obok mnie. W międzyczasie zrobiłam kilka zdjęć. Tak to, te które przeplatają się w dzisiajszym poście.


W głowie troszkę szumi, trochę tam zamętu i bałaganu. Ale dziś naprawdę chcę ułożyć to wszystko i wyrzucić to co niepotrzebne. To nie będzie łatwe. Łóżko ciągnie mnie do siebie....i pogoda jak dla mnie dziś senna. Choć słońce razi mnie po oczach, chętnie zasnęłabym w jego promieniach. Myśli uporczywie napływają do głowy. Pytania, wątpliwości... nie chcę ich słyszeć ! nie dziś! Wciąż płyną.

W powietrzu widzę tańczący kurz. I nie wiem jak i skąd, bo sprzątałam przecież niedawno (!). Znów tańczyć będe ja z odkurzaczem i ściereczką.


I zastanawiam się co robić. Czy sprawy, których nie rozumiem zostawić w spokoju, niech przeminą...niech czas przykryje je kurzem. Boleć będę mniej i drażnić. Zostawić ? Czy może okłamać się w taki sposób, że "moja prawda", którą zbuduję przyniesie nie ulgę ... na jakiś czas oczywiście, bo nie na zawsze.

Chciałabym jakoś unieważnić to wszystko, co męczy mnie...co rozmywa Ci głos. Ale nie potrafię i chyba nikt nie może tego zrobić. I szukam w głowie sposóbu na ból czy strach. Znów nie wiem nic na ten temat. Bezsilna się czuję z tym wszystkim. I moje myśli opuszczają mnie powoli, wędrują z wiatrem do Ciebie.

piątek, 16 listopada 2012

.zaraz

Podlałam kwiatki. Oberwałm uschnięte i zżółknięte listki.  Posprzątałam w pokoju. Szafki brzydzą się kurzem. Notatki ułożyłam według przedmiotów. Książki podzieliłam na wypożyczone z bibiloteki i te które kiedyś kupiłam....  I tylko na pozór wszystko jest na miejscu. Bo czegoś jednak mi brak. Coś, gdzieś umknęło. Czegoś zauważyć nie potrafię. I ciągłe niepokój ze mnie drwi. Strach śmieje mi się w oczy. I mam wrażenie, że idę po krawędzi, że zaraz spadnę...

poniedziałek, 12 listopada 2012

.spokojny

Wieczór napradę się dłuży. Odliczam minuty... choć sama nie wiem na co czekam. Co chwila spoglądam do akwarium i sprawdzam czy oddycha. Mój kochany szczurek chyba umiera. Jakoś taki smutny ostatnio. Nawet na żółty ser nie rzuca się dziko, tylko ospale chwyta w łapki. Smutno mi bardzo. Przyzwyczaiłam się mocno do gryzonia. I choć poprzegryzał mi wiele rzeczy to nigdy nie byłma na niego zła. Szkoda mi go bardzo, jak tak leży w trocinach...a ja nie wiem co mu dokładnie jest. Nie bardzo mam możliwość wybrania się z nim do weterynarza. Lecz w sumie jeśli to ze starości, to weterynarz nic nie pomoże. A może jest chory ? Ale raczej nie. Pije wodę i zjada kolorowe chrupeczki. Tylko taki spokojny jest....

niedziela, 11 listopada 2012

.to proste


Dziś praktycznie cały dzień spędziłam na sprzątaniu. Spotkało się to oczywiście z krytyką, bo przecież dziś niedziela (!). Co z tego?- pomyślałam. Dzień jak dzień. Gdyby choć szczegółem różnił się od poprzednich, mogłabym się jeszcze nad tym zastanowić. Jednak kurz tańczył na półkach tak samo jak zawsze i podłoda jak zwykle schła uporczywie powoli.

Uzupełniłam notatki, co nie znaczy, że uzupełniłam brak wiedzy, który ostatnio bardzo mi doskwiera. Czeka mnie jeszcze powtórka do kolokwium z angielskiego. Już dawno powinnam to zrobić....

Marnuję czas. To proste....

czwartek, 8 listopada 2012

. I follow you


Dopijam pierwszą kawę. Powoli dochodzi południe. Dziś odpuściłam sobie zajęcia. Znów wczoraj nie mogłam znaleźć sił na kolejny dzień. Kolejny raz zasnęłam z garścią pytań bez odpowiedzi.

Czuję się jakaś niepotrzebna. Nie potrafię znaleźć tego rytmu co dyktowałby mi dzień. Głowa pęka mi od myśli tak obcych, że nie powracam do nich więcej niż dwa razy. Po omacku przechodze przez dni. Jakaś nieobecna w sobie jestem. Nie rozumiem swoich wątpliwości , swoich smutków...siebie nie rozumiem. Nie mogę znaleźć nic co napędzałoby mnie do działania... nic dla siebie, nic swojego. Już nawet nie piję czarnej kawy, co było moim zwyczajem. Dodaje niestałą ilość cukru, czasem śmietankę by rozjaśnić myśli....

A Ty dałes sie ponieś temu prądowi, co biegnie o krok przed Tobą. Wciąż gonisz gdzieś za czymś, coś chwytasz, znajdujesz. Ty jesteś. Potrafisz swój czas za ogon złapać i trzymać , wypuszczać go jak chcesz.

Cieszę się bardzo, jak widzę, że dajesz sobie radę. Zawsze wtedy, nie wiem dlaczego, ale dumna jestem z Ciebie jakbyś był ( i choć zabrzmi to dziwnie), moim kochanym dzieckiem. To jak na razie daje mi punkt wyjścia. Z Twoich sukcesów się cieszę, dla Ciebie dziś tylko żyję. Ja sama nie widze dla siebie drogi. Wszystkie ścieżki rozmyły się jak poranna mgła.

Lecz czuję sie w tym tak bardzo samotna. Tak pusto robi się , kiedy nie piszesz. Za każdym razem powstrzymuję łzy, kiedy na pożeganie, rzucisz mi krótkie "pa". I boli mnie pośpiech w Twowim głosie. I wydaje mi się, że nie jest już tak jak kiedyś. Już nie rozmawiamy o nas, nie rozmawiamy już w ogóle. Wymieniamy się tylko słowami, tak czysto formalnie, że wolę milczeć. W każdym Twoim słowie próbuję odlaleźć trochę ciepła, w Twoim spojrzeniu szukam siebie. Na darmo. I nie wiem jak to zatrzymać. Kolejny raz nic nie wiem.
Nie ma już tej intymności, nie ma już tej atmosfery, tej całej otoczki, która gdzieś zawsze z nami była. Zdaje mi się, że jesteśmy jedną z wielu par, która po prostu jakoś z sobą jest. Gdzieś ta nasza wyjątkowość prysnęła. Zimno...tak chłodno zrobiło się nagle.
Prawie mam pewność, że nie zauważyłeś tego, że po przeczytaniu tego, będziesz zastanawiać się co mam na myśli. Pewnie nie odczuwasz różnicy....pewnie...choć może się mylę.
Już nie jestem wyjątkowa. Nie widzę już tego w Twoich oczach. Poczucie bezpieczeństwa, wyłączność...już sama nie wiem co sie z nimi stało Tracę siebie z dnia na dzień i pewność ...tracę.

A może i ja muszę pozwolić się porwać temu nurtowi, zapomnieć o sentymentach, Zapomnieć i zacząć JAKOŚ żyć.
Nie chcę.



Co jednak jeśli oboje zapomnimy ... ?







wtorek, 6 listopada 2012

. sweter w paski

Chyba powoli wracam do życia. "Chyba" bo nie jestem pewna, czy nagle coś mnie znów nie złamie. Ale oczy otwieram już szerzej i widać w nich trochę mnie.



Wróciłam niedawno z uczelni. Tak naprawdę zajęcia skończyłam o 13.00, ale póżniej skoczyłam do babci na kawkę. Później z miczem (:*) skoczyliśmy na piwko, i na wykład. Dla ścisłości- wykład ten dotyczył matematyki. Tak więc ja, jako studentka II roku filologii polskiej znalazłam się na wykładzie matematyki dla wydziału budownictwa (!).
Jeśli mam być szczera, był to jeden z nielicznych wykładów, który dość konkretnie skupił moją uwagę. I choż nie wiedziałam za bardzo czego dokładnie dotyczył wykład, wydał  mi się bardzo sensowny i logiczny:) Bo zawsze przecież lepiej jest wiedzieć więcej! Spodobało mi się rysowanie wektorów, które zwyczajnie są strzałeczkami, oznaczanymi literkami. Wzory dyktowane przez wykładowczynię, także wydały się bardzo symaptyczne, gdyż składały się z samych literek, wielokropków i znaczków o jakich pojęcia wcześniej nie miałam.


W zasadzie nie jest jeszcze bardzo późno, ale ciągnie mnie do łóżka. Poduszki nęcą i nęcą. A ja w głowie mam wciąż czarno-bordowy sweter w paski. Nie lubię mijać się z Tobą myślami, słowami...nie lubię zostawiać Cię na peronie....nie lubię zasypiać sama. I fakt, że dzisiaj widzieliśmy się na mieście, a później na wykładzie miałam Cię blisko, nie daje mi tej satysfakcji. Nie miałam Cię dla siebie i ja nie byłam po prostu sobą. Bo zawsze gdzieś kogoś udawać trzeba, pilnować słowa, spojrzenia trzymać na wodzy. Bo patrzą na nas, oceniają, mówią. A ja chcę Cię tylko dla siebie, tylko wtedy kiedy jestem sobą. Wtedy mogę złapać spokój za ogon.



niedziela, 4 listopada 2012

.nie potrafię

Gdzieś w domu krąży już zapach proszku do pieczenia, zimowego powietrza i mandarynek. W telewizji jak szybka migawka zmieniają się reklamy...już świąteczne- z choinką i aromatem kawy. Na sklepowych wystawał już niebawem staną choinki, zakurzone i z resztką igieł na gałązkach. Brokatowe łańcychu zawisną nad wejściami. Gdzieś już to wszystko przenika ukradkiem do życia, gdzieś skrada się po cichu, jeszcze nie kompletnie ale już jest.
I z jednej strony cieszę się na tą świąteczną atmosferę, na kolejki w supermarketach i duszący zapach w kuchni. Nie mogę doczekać się kapusty z grzybkami i barszczu czerwonego z uszkami.
Z drugiej zaś strony temat ten wprawia mnie w zakłopotanie. Znów ciąg problemów jak taśma na produkcji. Znów czegoś zabraknie, znów kogoś nie będzie.
Za oknem nie ma jeszcze śniegu. Temperatura jeszcze na plusie ( jak dobrze) . Ja już denerwuję się co będzie, co dalej, i jak to przetrwać.


***

Zazdrość. Tak prymitywne uczucie. Tak wielkie. Żałosne jak i żałosna jestem ja. Tak miałeś wczoraj rację, jestem zazdrosna.

I myślałam, że jestem silna, że poradzę sobie ze wszystkim. Ale teraz widzę, jak bardzo się myliłam. Z dnia na dzień jestem coraz słabsza.... I każdy ocenia mnie, segreguje tak, jak mu wygodniej. Lecz nikt nie wie, nikt ... dlaczego tak wiele we mnie złości....i zazdrości.

***

Dlaczego coś tak nietrwałego i abstrakcyjnego jak pieniądze wyznaczają kierunek temu światu... Dlaczego nic innego się już nie liczy ...... (!?) 

sobota, 3 listopada 2012

.nie przestawaj

Zaplanowałam, że nadrobię wszystkie zaległości, które zrobiłam na uczelni. Uzupełnię notatki, doczytam to czego przeczytac nie zdążyłam, posegreguję kserówki itd. Jest sobota wieczór a ja nie zrobiłam kompletnie nic. Ale mam na to dość sensowne wytłumaczenie. Dopadło mnie przeziębienie i zapalenia zatok- prawdopodobnie. Przy każdej próbie skupienia się na czymkolwiek, głowa stawała się cięższa niż zawsze a oczy nagle odmawiały posłuszeństwa.  I tak przez cały tydzień faszerowałam się tabletkami co przez gardło mi ledwo przechodziły, syropami co smakują gorzej niż źle i na końcu domowymi sposobami. Wszystko to jednak jakby na darmo, bo do tej pory czuję się nieciekawie.
Nie wychodziłam z domu przez ten czas co także pokrzyżowało mi plany. W głowie miałam sesję czy choćby zdjęcia ot tak spadających liści. A tak to popijałam sobie gorące trunki jeden za drugim i tak z pokoju do toalety wytarłam sobie szlak.
I gdyby nie miczut mój kochany, to pewnie utonęłabym w morzu chusteczek i zatraciłabym się kompletnie w pościeli, z której do dziś niechętnie wychodzę. Przyjeżdzał do mnie niebieskim  autkiem tak często jak tylko mógł. I mimo tego, że sam nie czuł się najlepiej ...był zawsze by pogłaskać mnie po głowie i trzymać za rękę. Nie ważne, że obejrzeliśmy kilka ckliwych komedii i jeszcze jakieś psychodeliczne filmy. Nie ważne. Jak dobrze, że był. Jak dobrze, że jest.

:*