piątek, 12 lipca 2019

.popękany dom

Każdy dzień boli coraz bardziej. Oddaliłam się od wszystkich bliskich. Urwałam kontakty. Zamknęłam się w sobie. Błądzenie nie wyszło mi na dobre. Po omacku próbowałam złożyć w całość teraźniejszość z popękanych fragmentów przeszłości.
Ciężko mi żyć z kimś tak bardzo uczuciowym i sentymentalnym. Mnie nie wolno było płakać i okazywać słabości. Przytulanie i dobre słowo było powodem do wstydu - i tak zostało do dziś. Sama z siebie nigdy nie przytulę się do Niego i raczej nigdy bez przypomnienia mi nie usłyszy on z moich ust pochwały czy zapewnienia, dlaczego z nim jestem. Zmuszam się często do różnych gestów i słów, które później gniotą mnie od środka. Jestem na siebie zła, że taka właśnie jestem. Z pozoru bezuczuciowa, oschła i zimna. Złoszczę się choć zdaję sobie sprawę, że to nie moja wina, że taki poznałam świat i taka teraz jestem. Coraz częściej zastanawiam się (choć rok po ślubie to chyba trochę za późno) czy powinnam być z kimś takim jak on. Z kimś kto od dzieciństwa był wychowywany w miłości i cieple, z kimś kto potrzebuje miłości i czułości. Nie potrafię mu tego dać. Bo sama nie wiem jak miałoby to wyglądać. Próbowałam przez jakiś czas się zmienić, ale to takie nie moje, takie dziwne. Nie chciałam się więcej zmuszać.
Dziś jestem w zawieszeniu. Może trochę bardziej w bezpiecznym miejscu, bo coraz mniej wokół mnie ludzi. Bywają chwile, że czuję się totalnie bezbronna i samotna. Jednak tylko, gdy przez myśl przejdzie mi by się do Niego przytulić, zaczynam czuć jak wzbiera we mnie nieuzasadniona złość i siła, której przed chwilą nie było.
Nie wiem już co mam robić. Moje marzenia o własnym domu i miejscu na ziemi, runęły w gruzach. Za miesiąc wprowadzam się do bloków. Całe 61 metrów kwadratowych nieszczęścia. Próbuję się cieszyć, przemawiać sobie do rozsądku. Czasami się udaje - choć zdecydowanie częściej nie.