czwartek, 29 grudnia 2011

.tylko w takich kolorach dzisiejszy dzień








.nie mogę dłużej patrzeć jak moje marzenia spełniają się komuś innemu

Mijają się bezpowrotnie, nęcą, zostawiają nadzieję...ona też w końcu znika. Wypełniają mnie od środka, motywują...każą iść dalej. Na krótko...rozmyte jak poranne niebo znikają szybciej niż się pojawiły. Marzenia...plany...pragnienia-niedoścignione jesienne liście na wietrze.
Z dnia na dzień czuje się coraz gorzej. Znudzona, coraz bardziej śpiąca...bezsensowna. Nie potrafię odnaleźć się w świecie w którym zgubiłam to co potrafiło mnie cieszyć. Nie mam motywacji...czegoś od czego mogłabym zacząć.
Schowałam do szafy głośniki, mp3 i radio...nie mogę słuchać już muzyki...drażni mnie, rozprasza. Tam mnie już nie ma. Przygasa światełko które niegdyś tak mocno świeciło.

Wydrukowałam właśnie podanie o wolontariat do schroniska w Częstochowie. Musze znaleźć gdzieś ukojenie dla swoich rozedrganych myśli. Ukojenie dla tych które spokoju nie dają mi dziś. Dobrze wiem, że praca tam będzie się wiązać z powrotami do domu z płaczem...
Jednak chcę znów czuć się potrzebna....wyjątkowa.

(żeby nie było, mój związek ma się dobrze, a piosenka...ot tak i już)

poniedziałek, 26 grudnia 2011

.przy sobie

Koniec tematu świąt.! Nareszcie, mogę odetchnąć. Jednak nie chcę zapominać o kilku chwilach, który zapisały się już do przeszłości.

Dziubek mój ma dziś ważny dzień. Teraz gdy ja piszę tego posta, on...hmmmm on stara się wypaść jak najlepiej. Ja popijam sobie kawkę, którą niechcący przesłodziłam. Ale nie myślcie, że tylko siedzę i się lenię. Nie tym razem. Mam teraz krótką przerwę. Zaraz wracam pożerać kolejne strony jakże ciekawej książki- "Literatury średniowiecza". Czas mnie goni a wydaje mi się że ciągle nic nie wiem, że nic nie pamiętam. Czarna dziura..pustka w głowie.

Nie mogę doczekać się jutra. Konspiracyjne spotkanie tuż tuż. :*

Można powiedzieć, że zaczynam się przekonywać do "studiów" przez bardzo małe "s". Systemu na uczelni nie zmienię, wykładowców tym bardziej nie, ale jeśli tylko będę chciała sama wyciągnę jakąś wiedzę z tych nieszczęsnych zajęć.

Chciałabym sobie teraz poleżeć z Tobą...
Przy Tobie...
Na Tobie ...
...
Tęsknię ...






piątek, 23 grudnia 2011

.brokat z pieprzonych bombeczek

Dźwięk budzika zbudził mnie ze snu. Była 8.00 rano..za oknem biało, przeszył mnie chłodny dreszcz...zima, jutro Wigilia.


 Zeszłam do kuchni. Włączyłam wodę na kawę...spojrzałam w lustro..znów to samo puste spojrzenie. Gdzie jestem myślami..? gdzie jestem znów... ?
W rzędzie ułożyłam kilka książek. Tak, mam zamiar dziś zacząć czytać lektury na kolokwium. Wszystkie stare, z przeżółkniętymi i podartymi kartkami, pachnące biblioteką i tajemnicą.

Skończyła się kawa. Może bym coś zjadła? Później...

Wczorajszy dzień był pasmem rozczarowań. Nawet nie chce mi się o tym pisać, myśleć...wspominać. Tak, moje wspomnienia są takie "kolorowe"... "bajeczne".
W domu pachnie suszonymi grzybkami. Pachnie nadchodzącą porażką i nieporozumieniem. Niedobrze mi na samą myśl o choince...a unoszący się w powietrzu pył i brokat z pieprzonych bombeczek doprowadza mnie do szału. O tak! świąteczny szał !





Wczoraj już nie mogłam wytrzymać w domu, więc wyszłam...zrobić kilka zdjęć.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

.misz masz


Zaczynają się...długie wieczory przy książkach i zaspane poranki. Dziś pierwsze "kolokwium"...pewnie cała grupa nie zaliczyła, choć mam cichą nadzieję, że może uda mi się zaliczyć to badziewie. A jeśli nie, to 16 stycznia poprawka. Czyli święta zapowiadają się uroczo posrane. Z jednej strony dobrze, będę miała przynajmniej wymówkę, żeby tylko nie przesiadywać z "rodzinką".



Dzisiaj wcześniej wróciłam do domku. Po drodze kupiłam jedzonko dla szczura. Nikogo prócz mnie nie ma w domu. Reszta ekipy na mieście. Wrócą pewnie za jakieś dwie godziny, więc mam jeszcze chwilkę dla siebie...chwilkę, żeby tutaj pobyć.

Wczoraj z Dziubkiem moim byliśmy w Częstochowie na targach bożonarodzeniowych. Niestety trochę zawiedziona jestem, bo w zeszłym roku było więcej ciekawych rzeczy do zobaczenia. Niemniej jednak dotleniliśmy się i zmarzliśmy trochę, ale ogólnie podsumowując... było całkiem przyjemnie. Później bezcelowe błądzenie po galerii..(tak dziękuję Katarzyna, to wszystko dzięki Tobie, niezapomniane chwile spędzone poza domem). Wieczorkiem już jakoś Dziubek odwiózł mnie do domu...u mnie jeszcze zrobiliśmy sobie mały spacerek. I tak jakoś zakończył się dzień jakże miłym akcentem.

A teraz.. no cóż, trudno mi to przyjdzie ale będę musiała usiąść do łaciny :( Niestety tak...nasza babeczka obiecała, że jutro nas ładnie przepyta z czegoś tam .... więc tak czy owak trzeba by było zajrzeć do tych żółtych, przeklętych podręczników.
Także zmykam już moi drodzy, ale zostawiam dla was muzyczną propozycję, której słucham ostatnio każdego ranka.



środa, 14 grudnia 2011

.nienawidzę

Za oknem jeszcze ciemno. Siedzę sama w domu. Nie zamknęłam nawet drzwi od domu jak to robię zazwyczaj. Strach ulotnił się gdzieś. Jest mi już wszystko jedno.
Nie wiem co mam z sobą zrobić. Na każdym kroku napotykam przeszkodę...nie wiem jak sobie z tym poradzić. Nic już na dobrą sprawę nie wiem... Wczoraj chciałam przepisać notatki ..wieczorem miałam jeszcze dużo czasu...ale wyprowadziła mnie tak bardzo z równowagi, że nie mogłam spokojnie utrzymać długopisu w ręce..poszłam spać. Noc dała schronienie rozszalałym myślą. Poranek przyniósł kolejne rozczarowania.
Dlaczego za czyjeś błędy płacić mam ja..?! Dlaczego w głowie plączą się rzeczy których widzieć nie chciałam i o których wiedzieć nie powinnam...? Pieprzeni egoiści! Nienawidzę was za to...nigdy wam tego nie wybaczę. Zniszczyliście mi większość dotychczasowego życia...

.nic stałego

24 grudnia....rozpocznie się rzeź niewiniątek. Jeszcze jakiś czas temu nie mogłam się doczekać nadchodzących świąt. Teraz myślami jestem już daleko w styczniu. Choinki nie będzie, karpiowi też chyba w tym roku odpuścimy daremną śmierć na talerzu... może chociaż barszczyk z uszkami ? A może jednak nie, bo po co. Tak czy owak śpieszno mi do nowego roku...bez świąt czy z nimi, dla mnie już bez różnicy. Na samą myśl,że trzeba by było się uśmiechać i składać sobie życzenia przechodzi mnie dreszcz. Na małe części rozpadło się wszystko. Jak puzzle rozrzucone po dywanie będą tegoroczne święta. Każdy w swoim domu, każdy z sobą i swoim sumieniem...

***

Uwielbiam na dzień dobry dostać niezły opierdol. 

poniedziałek, 12 grudnia 2011

.gdybym miała pewność

Skończona...bezużyteczna...tak właśnie się czuję. Nie mogę znaleźć dla siebie miejsca, nie mogę znaleźć siebie. Znów zagubiona i słaba. Znów w rozterkach, kolejny raz trzeba dokonać wyboru. Nie sam fakt, że coś wybrać muszę jest zły lecz to, że niezależnie co wybiorę nie będę do końca szczęśliwa. Żadna z tych dróg nie ukołysze moich myśli..nie pozwoli spokojnie zasnąć. Nie wiem już co mam robić. Z dnia na dzień coraz bardziej rozdrażniona jestem, coraz bardziej senna i słaba. Coraz mniej rzeczy mnie cieszy, coraz więcej jest kombinowania jakby tu wyjść na prostą. Wyjazd...no cóż, kuszące wyjście, jednak nie do końca dobre. Z jednej strony...tej materialnej, to wyjście jedno z najlepszych, ale co dalej.. co poza tym, że mogę dobrze zarobić..? Wyjadę sama, bez rodziny, bez Ciebie kochanie..boję się, że moglibyśmy tego nie przetrwać. Z dnia na dzień czuję jak kończy mi się czas, wiem, że muszę podjąć decyzję... Pierwszy raz w życiu jestem pewna siebie przynajmniej w tej kwestii... w tej, że chcę z Tobą być...na dłużej..i już do końca. Jednak czas... czy czas kiedy się nie będziemy widzieć...czy zmieni się coś na gorsze...? Nigdy nie wybaczyłabym sobie tej pomyłki...na samą myśl, że mogłoby nas nie być...(cholera ! nie płacz dziewczyno!!!) ...robi mi się strasznie smutno...jeszcze gorzej czuję się z tą świadomością, że to ja mogłabym coś zakończyć. Poza tym musiałabym rzucić studia...na co jestem już raczej przygotowana. Z drugiej strony, bardzo potrzebuje tego wyjazdu...mam kilka celów do zrealizowania, kilka marzeń do spełnienia. Jednak strach, że mogłabym Cię stracić jest na tyle silny, że szukam jeszcze w głowie innej alternatywy na wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Wiem, nie jeden powie mi, że to żałosne, że swoje plany na przyszłość wiąże i uzależniam od nas..., ale coś tam głęboko w środku podpowiada mi, że nie mogę zrobić inaczej. Gdybym miała pewność, że będziesz na mnie czekać..gdybym miała pewność, że będę miała do kogo wracać.... gdybym ją miała...


czwartek, 8 grudnia 2011

.nie mogę się dłużej okłamywać

Coraz gorzej się tutaj czuję. Coraz więcej rzeczy robię ot tak, by tylko je zrobić. Zero przyjemności z tego wszystkiego. Nie wiem co robić. Nie mogę znaleźć żadnej sensownej oferty pracy za granicą, a gdybym taką znalazła...już by mnie tu nie było. Podjęłam decyzję. Jeśli trafi mi się wyjazd, po prostu to zrobię..spakuję się i wyjadę. To nie ma sensu...nie mogę już dłużej sama siebie oszukiwać. To nie mój świat. Potrzebuję nowego powietrza..potrzebuje jakiejś alternatywy ... zabezpieczenia na przyszłość. Nie mogę tu tkwić i patrzeć jak się marnuję...jak marnuje swój czas. Nie mogę dłużej się okłamywać....