piątek, 27 stycznia 2012

.gasną mi oczy

Nerwowo o biurko wybijam rytm, aż końcówki palców zaczynają mnie boleć. Drażni mnie kosmyk włosów spadający mi ciągle na twarz. Źrenice tak wielkie i czarne, głębokie i straszne. Nie moje. Bez duszy niby, puste spojrzenie gdzieś w dal. Umyka mi szczegół raz, później dwa. Jak przez mgłę wszystko widzę, tak niewyraźne, nieopisane i blade. Coś biega bez ustanku, coś wierci się w głowie, przewraca mi myśli, rozrzuca wspomnienia. I znów się denerwuję. Pies za głośno szczeka, na dworze jest za zimno i sama już na siebie wolę nie patrzeć, bo jeszcze by się okazało, że rzęsy są nierówno pomalowane. I drażni mnie ich obojętność. Obce spojrzenia, wrogie, zabójcze. Nie uciekam. Zamykam w sobie wszystkie swoje smutki...głęboko na dnie duszy. Czasami opowiadam Ci o nich, bo dusza już przesiąknięta śmiertelnie smutkiem nie radzi sobie z recyklingiem oskarżeń i oszczerstw. Znów widzę jak gasną mi oczy. Nieżywe tęczówki, jak liście na tafli wody dryfują. Przewracam się kolejny raz, zdarte sumienie, poobijane nadzieje. Nie płaczę. To już nie dla mnie. Tylko złość we mnie kiełkuje, za każdym razem. Coraz bardziej obca, nieswoja się staje. Gdzieś głęboko we mnie tkwi jeszcze ta dziecięca naiwność. Póki nie zginie ona, nie zginę i ja. Za każdym razem założyć wole, że będzie dobrze, że się uda wreszcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz