wtorek, 17 marca 2015

. femme fatale

Zniosłam wszystkie książki wypożyczone z bibliotek. Jakieś 12 sztuk na oko, stoi nierówną wieżą przede mną. Przejrzałam. Coś nawet zwróciło moją uwagę. Na kserówkach użyłam zakreślacza - całe dwa razy. I już. Nie wiem za co mam się zabrać. Informacyjny rozpierdol namieszał mi w głowie, i od tego wszystkiego odechciało mi się pisać, czytać, myśleć. Złość i wyrzuty sumienia zżerają mnie od środka. Nic nie poradzę. Nie napiszę dziś ani słowa. Bo nie wiem o czym i jak chcę pisać. Nie lubię granic i ram czasowych. Wtedy nigdy nie napiszę nic sensownego. 

Wszystko się rozeszło. Rozeszła się rodzina - do swoich domów, do swoich nor powchodziły wszystkie wredne lisy i złośliwe gryzonie. Ja też się rozeszłam w dosłownym i nie dosłownym znaczeniu. Czuję się jak budyń czekoladowy, który ktoś niechcący wylał na podłogę. Wielka, kleista paćka. W podobnym stanie jest także mój mózg i myśli. Skleił się w jedno wielkie NIC. I my też się rozeszliśmy - każdy w swoją stronę. Razem - ale tylko w pamięci (jak wynik dodawania pod kreskę) - nie naprawdę. Minęły już cztery lata a my zamiast bliżej to coraz dalej siebie. Nie potrafię po tygodniu rozłąki, rzucić się w jego ramiona, całować się namiętnie i być szczęśliwą. Za dużo było takich tygodni. Potrzebuję czasu by na nowo się z nim oswoić i dopiero wtedy z czystym sumieniem i nieprzymuszoną wolą, chętnie położę się przy jego boku. Ale zazwyczaj ten moment następuje wtedy, kiedy trzeba się rozstać. Kiedyś się na to złościłam - na to jak jest. Teraz już nie mam sił. Widocznie tak ma być.  Widocznie mamy być związkiem czysto partnerskim. Bez namiętności i big love. Po prostu jesteśmy obok siebie i już. Jeśli dalej by miało to tak wyglądać - to z jednej strony dobrze, bo nigdy nie chciałam być "panią domu", matką i żoną. Partnerskie związki są OK. Naprawdę? Z drugiej zaś strony zawsze marzyłam by być femme fatale tego jednego. Być kochanką, niezależną jednak tylko jego. Czy związek partnerski to wyklucza? Hmmm ... chyba nie. Jednak wyklucza typowy model rodziny 2+1, od którego bronię się od samego początku jak tylko zaczęłam myśleć o swoim życiu na poważnie. Wiem, że mój dotychczasowy związek może tego nie przetrwać. Wiem, że fakt iż nie chcę mieć dzieci i nie chcę zakładać typowej rodziny prawdopodobnie nie spotka się z akceptacją mojego partnera. Mówiłam mu o tym nie raz, jednak on chyba ma nadzieję, że mnie jakoś przekona. Nie chcę marnować niczyjego czasu, ani nikogo oszukiwać. Nie wiem jak to się skończy i jak to będzie wyglądać w przyszłości. Jednak po tym co dotychczas przeżyłam, naprawdę nie wyobrażam sobie być matką. Nie chcę przede wszystkim. I boję się tego wszystkiego, ale czuję, że to dzieje się jakby poza mną i patrzę na to trochę z boku. 
Marzy mi się własne mieszkanie. Może samochód. Ja i on - nikt więcej. Daleko od wszystkich. Tylko my ze swoimi bezgranicznymi planami. Niekończące się wieczory przy winie... zarwane nocki.... szczęśliwe poranki. Całe życie tylko dla nas. Dla mnie, dla niego. Niezależność - słowo klucz, słowo przewodnie mojego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz