poniedziałek, 21 lipca 2014

. zatracam się



Paznokcie pomalowałam na seledynowy kolor. Zjadłam cała tabliczkę bakaliowej czekolady. Wypiłam kawę i dwie szklanki wody. Na śniadanie jajecznica z dwóch jajek i kromka chleba wieloziarnistego. 
Słońce nagrzewa szare betonowe balkony i rozmiękcza asfaltowe ulice. Wczoraj wracając z pracy widziałam, jak cienkie obcasy pewnej pani zapadały się pod jej ciężarem w rozgrzanym asfalcie. A ja kroczyłam za nią, depcząc małe dziurki w drodze. Jak dawno nie miałam na sobie takich butów.... jak dawno nie czułam się zwyczajnie kobieco.

Każdego dnia staram się naprawiać swój świat. Jednak widzę jak w tym wszystkim znów się zatracam. Cóż z tego, że wszystko powoli się układa - pozornie może tylko - gdy ja siebie sama naprawić naprawić nie mogę. Jestem jak książka, która leży na półce, której nikt nie chce czytać, na której tylko kurz znajduje wytchnienie.

Zastanawiam się po co są marzenia i pragnienia. Żadne z tych moich, skrytych głęboko we mnie, nigdy się nie spełniło. Więc po co w ogóle coś takiego, co tylko łudzi i dekoncentruje....coś co sprawia, że jestem niezadowolona. Nie powiem tego głośno, nie zdradzę ani jednego swojego pragnienia. To by nie miało sensu. Ktoś kto mnie zna...ktoś kto mnie rozumie, powinien o tym wiedzieć.

Wciąż do czegoś ślepo dążę. Wciąż zbieram....składuję...odkładam.... ale po co ..... dla kogo..... sama już nie wiem. Wciąż jestem zagubiona... od tak dawna..... chyba już nigdy nie poczuję pewności, że coś ma jakiś sens.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz