Jak dobrze, że kończy się dzień. Dość mam rozwrzeszczanych myśli w głowie. Na dworze zimno. W domu trochę cieplej. Marzną mi ręce. Zaliczone kolokwium z teatrologii nie dało mi spokoju. Wciąż wisi nade mną pięć egzaminów i kolowkium z litaratury, które prawdopodobnie będzie do poprawki. Co chwila sprawdzam maila z nadzieją, że znajdę tam wyniki.
Za oknem już trzeci dzień niepokojący widok. Zła jestem na siebie. Nie mogę nic zrobić. Jakiś piesek, czekoladowo-brązowy z różowym pyszczkiem i radośnie machającym do wszystich ogonkiem, zasypia na wjeżdzie sąsiada. Za każdym razem podchądząc do okna widzę go zmarznętego na śniegu. I pewnie kiedyś był czyjś bo ma na sobie obróżkę. Gdybym tylko spotkała tą osobę .... Czuję jak złość miesza się z krwią.
Myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy, że wszystko widziałam. Kolejny raz widzę jak bardzo się myliłam. Ludzka niekopmetencja sięga granic.
Za oknem już trzeci dzień niepokojący widok. Zła jestem na siebie. Nie mogę nic zrobić. Jakiś piesek, czekoladowo-brązowy z różowym pyszczkiem i radośnie machającym do wszystich ogonkiem, zasypia na wjeżdzie sąsiada. Za każdym razem podchądząc do okna widzę go zmarznętego na śniegu. I pewnie kiedyś był czyjś bo ma na sobie obróżkę. Gdybym tylko spotkała tą osobę .... Czuję jak złość miesza się z krwią.
Myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy, że wszystko widziałam. Kolejny raz widzę jak bardzo się myliłam. Ludzka niekopmetencja sięga granic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz