Kończy się lato. Nadchodzi pora wysuszonej skóry na dłoniach i popękanych kącików ust. Kończą się dni, gdzie nie było czym oddychać. Wilgotność w powietrzu rośnie.
Kolejna zima na 54m kwadratowych. Marzenia ulatniają się tak szybko jak dym z papierosa. Spalam się powoli już trzeci rok. Zostało coraz mniej.
Stracić tożsamość na własne życzenie, przez swoją głupotę. Stracić grunt pod nogami. Stracić poczucie pewności i kobiecości. Czuję się ciężka, senna i zmęczona.