sobota, 6 czerwca 2015

. nieznośna

Zaczynam się gubić. Coraz bardziej doskwiera mi brak konkretnego celu. Przede mną dwa egzaminy. Nowa praca, też stanowi jakieś wyzwanie. I czas, którego jest coraz mniej. Przede mną jeszcze wyprawa do Warszawy. Chciałabym w tym roku pojechać do Krakowa - nie wiem czy sama, czy może uda mi się znaleźć kogoś do towarzystwa. Marzy mi się, także Wrocław, ale o tym na razie nie myślę. Na razie marzeniem pozostaje zaliczona sesja - a spełnienie marzeń już 22 czerwca. 
Czuję się jak nadmuchany balon. I jeszcze ten upał. Nieznośna pogoda i nieznośna ja. Dziś jeszcze wyprawa do pracy. Cała jestem obolała. Z dnia na dzień towarzyszący na każdym kroku stres, daje się coraz mocniej we znaki.
Wróble zadomowiły się na dobre. Ćwierkają jak głupie tuż nad moim oknem. Dobrze, że nie robią mi bałaganu na parapecie. Mogłabym być wtedy zła. A tak ... niech ćwierkają.
Cały wczorajszy dzień spędziłam na tarasie, z książką w ręku. I późnym wieczorem przypłaciłam tę przyjemność piękną wysypką. Dobrze, że teraz już nie ma po niej śladu. Muszę zakupić jakiś porządny krem z filtrem. Idzie znienawidzone przeze mnie lato.

czwartek, 4 czerwca 2015

.jestem zmęczona

Pod oczami zrobiły się dwie głębokie zmarszczki. Podpuchnięte powieki, zaczerwienione rogówki. Jestem zmęczona. Nowa praca..... egzamin na głowie i cięgle coś nowego do zrobienia.  Doba ma zdecydowanie zbyt mało godzin. Kawa za kawą ... ale to już prawie nic nie daje. Bolą mnie ramiona .... stopy ... wszystko mnie boli... mięśnie kurczą się ze stresu. I jeszcze ten upał .... z utęsknieniem czekam na deszcz.  Zraszam chłodną mgiełką kaktusy na parapecie i inne zielone roślinki w moim pokoju, z nadzieją, że będzie odrobinę chłodniej. Wróble tkają sobie, w dachówce zaraz przy moim oknie gniazdo. Ćwierkają, śpiewają ..... nie mogę się skupić. Coraz więcej i coraz szybciej. Miałam nadzieję, że wtedy zapomnę o dręczącej mnie pustce. Jednak w kilkominutowych przerwach doskwiera najbardziej.