Przyszła zima. Nie tylko za oknem. Ale i zima naszych dusz i zmarzniętych serc. Wszystko co dotychczas było, okryło się puszystą warstwą zimnego śniegu. Mam nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo. Juz teraz czuję się mocno zmarznięta.
niedziela, 26 stycznia 2014
wtorek, 21 stycznia 2014
. w czyjejś rzeczywistości
Na dziś już koniec. Dosyć mam zapamiętywania fragmentów przygnębiających tekstów. Dzisiejszy upadek boli do teraz - kolano zbite. Będzie siniak. Już się robi zielono - fioletowy placek. Jednak jutrzejszy upadek będzie boleć bardziej, niż ten dzisiejszy.
Powinnam pewnie jeszcze poczytać kilka razy ... zapisać coś... wymazać może. Ale najzwyczajniej w świecie mam dość. Chciałabym żeby ktoś zajął mnie na jakiś czas rozmową. Opowiedział mi o czymś co z moim światem nie ma nic wspólnego. Chętnie oderwałabym się od siebie i zanurzyła w czyjejś rzeczywistości. Niestety. Sama dla siebie muszę być inspiracją. Choć od patrzenia w lustro robi mi się niedobrze. Z kim mam skonfrotować swoje zdanie skoro najbliźsi milczą lub nie chcę w ogóle rozmawiać... ? Nie wszystko jest 'spoko'. Wręcz przeciwnie.
Gdzie szukać mam kogoś kto będzie potrafił zaczarować moje myśli i wyrwać mnie z codzienności ? A może jest już ten ktoś w moim życiu. Mój spowiednik, co wysłucha i zawsze oceni bezstronnie. Ten, który podpowie mi kiedy będę chciała zrobić coś głupiego. Jesteś tu, czy cię nie ma .... sama już nie wiem kim chciałabym żebyś był. A może to moja podświdomość wymyśla sobie kogoś kto nie istnieje i istnieć nigdy nie będzie. To niedoścignione marzenie lub zwyczajna wizja znudzonej, młodej kobiety. Chyba popadam w paranoję. Niedługo stwierdzę sama u siebie rozdwojenie jaźni.
Nie wiem już sama, naprawdę nie wiem co mam myśleć o sobie i innych. O tym jak mówią, jak się zachowują, jak mnie postrzegaja i traktują. Chyba za dużo mam czasu - na zastanawianie się w szczeglności. Chyba jednak poczytam jeszcze te smutne, przygnębiające, dekadenckie wiersze.
sobota, 18 stycznia 2014
.ciężar codzienności
Zastanawiam się po co to wszystko. Za pół roku skończę studia ... i co dalej ? Sama nie wiem. Po co każdego dnia staję przed lustrem i dokładnie tuszuję rzęsy ? Tego też nie wiem. Nie widzę sensu w tym co robię ... nie rozumiem do końca tego co czytam - nie pamiętam. Bo nie chcę lub już nie potrafię.
Znów czuję się wyprana w uczuć ... wszystko robię mechanicznie - oby do przodu - nic więcej. Zdać, zaliczyć, przeczytać, kupić. Tak każdego dnia. Bez uśmiechu na twarzy, bez satysfakcji czy zdenerwowania choćby. Całe te studia trać sens. Od rana do wieczora tylko studia - nie ma szans na coś więcej. Nie ma sił.
Przygniótł mnie chyba ciężar codzienności - bez nadziej na jakąkolwiek odmianę. Codziennie to samo - do znudzenia. Sama nie potrafię zebrać się do czegoś więcej. Niby chciałabym gdzieś wyjść, coś zrobić, potańczyć, porozmawiać. Sama jednak nie mogę ruszyć się z miejsca. Zaczynam się czuć jak trzydziestolatka z dzieckiem na karku. Nieatrakcyjna i zmęczona - kobieta robot. Nic ponad to.
Subskrybuj:
Posty (Atom)