Wierzę, że każdy z nas ma swoje przeznaczenie. Wierzę, że nic nie dzieje się przez przypadek. W wielu przypadkach jednak jest w tym wiele naszej winy. Sama jestem winna temu gdzie teraz jestem. Brnęłam przed siebie nie słuchając tego co sama chciałam sobie powiedzieć. Wybrałam bezpieczną drogę. Tak mi się przynajmniej wydawało. Jednak nie czuje się ani spokojna ani szczęśliwa. Ciągłe poszukiwania swojego miejsca i zgubnej siebie wykańczają coraz bardziej. Teraz już nie chodzi tylko o moje życie - ale i innych - i to jest najtrudniejsze. Nie potrafię odciąć się od tego co teraz - sumienie mi na to nie pozwala. Są ludzie, którzy zrobili dla mnie bardzo wiele, tacy, którzy nie potrafią beze mnie żyć. Ale Ci sami nie rozumieją moich potrzeb, tego, że nie mogę oddychać, że nie jestem szczęśliwa. Zamiatają pod dywan codziennych spraw wszystkie moje sprzeciwy. Dla mojego dobra...bo inaczej się nie da.... bo jak... bo po co ... przecież jest dobrze.
Nie rozumiem jak to się wszystko stało. Jak się tu znalazłam, Dlaczego kolejny raz nikt nie powiedział STOP. Nigdy wcześniej nie było we mnie tyle nienawiści do świata, do siebie i ludzi którzy mnie otaczają. Nigdy nie byłam tak nijaka, tak chora, tak zwyczajna i tak beznadziejnie rozżalona.
Widzę swoje przeznaczenie - gdzieś poza tym wszystkim co tu i teraz. Czuję, że to nie moje miejsce. To nie życie, kiedy oddychasz tylko połowicznie, kiedy jesz by przeżyć, pracujesz by móc opłacić tylko rachunki.
Podróże w czasie - czy istnieją? A gdyby istniały? Oddałabym wszystko, by się przenieść ....wystarczyłoby mi cofnąć się o jakieś 10 lat. Wiedziałabym co zrobić. Jakie decyzje podjąć. Teraz nie radzę sobie z konsekwencjami tych, które podjęłam - chyba niesłusznie.
Ciągłe odkładanie na później - swoich marzeń, zachcianek, pomysłów...Nieustanne poczucie winy i bezsilności.... na tym to wszystko polega? Jeśli tak - chciałabym cofnąć czas o 27 lat i nigdy się nie urodzić.